12.

2.2K 188 3
                                    

Następnego dnia postanowiłam sprawić, aby Cassino choć w najmniejszym stopniu mnie zaakceptował i zaufał. Jego sierść pozostawiała po sobie wiele do życzenia, więc pierwszą rzeczą na mojej liście do zrobienia dzisiejszego dnia było wyczesanie go. Zabrałam komplet szczotek, który zostawił Pan Turner i skierowałam się do właściwego boksu. Ogier wyglądał na zewnątrz, strzygąc nerwowo uszami, do czego już się przyzwyczaiłam. Zwolniłam tempo swoich kroków, znajdując się w zasięgu swojego wzroku. Zagryzłam wargę, wyjmując jedną szczotkę z pudełka i podstawiając mu pod chrapy. Obwąchał przedmiot, a po rozpoznaniu swojego zapachu wrócił do oglądania okolicy. Wślizgnęłam się do boksu, bez zbędnych gwałtownych ruchów, po czym zaczęłam czesać jego hebanową sierść. Szybko się z nią uporałam, a potem przyszedł czas na splątany ogon, grzywę oraz szczotki pęcinowe, z którymi miałam trochę problemów. Nie miałam się, że może na mnie nadepnąć, czy coś, bo kilka razy mnie to już spotkało, raczej, że przez przypadek zrobię mu coś, co go zaboli. 

***

Gdy upewniłam się, że sierść Cassino się błyszczy, a jego grzywa opada piękną falą na szyję, postanowiłam zabrać go na okólnik i zapewnić małą dawkę ruchu, przy okazji próbując techniki porozumienia. Przypięłam lonżę do jego kantaru, po czym wyprowadziłam z boksu. Szłam powoli wzdłuż boksów, pozwalając zwierzęciu się rozglądać, a pewnym momencie nawet zatrzymać, aby mógł obwąchać Pongo, którego ktoś wypuścił z jego kojca. Uśmiechnęłam się lekko, po czym delikatnie pociągnęłam za lonżę, zmuszając ogiera do dalszej drogi, na co nawet chętnie się zgodził. Na moje szczęście, albo nieszczęście, minęłam boksy, w których stała dwójka z czterech chłopaków, którzy już zdążyli mi podpaść, a w szczególności ten blondyn. Zauważyłam, że odprowadzają mnie wzrokiem zamiast zajmować się swoimi końmi. Prychnęłam cicho, zaciskając dłoń na lonży. 

- Dupki. - skomentowałam, skręcając w stronę okólnika. Skrzywiłam się, słysząc, jak ktoś wjeżdża z piskiem opon na podjazd, nie przejmując się, że wszystkie zwierzęta oszalały poprzez zakłócony spokój. Najgorszy był jednak trzask drzwi, który spowodował oderwanie się od ziemi kopyt Cassina. Wierzgnął pierwszy raz, na który nie byłam przygotowana, przez co z łatwością mógł pomieść moją osobą. Za drugim razem natomiast chwyciłam mocniej lonżę, ale narażając się przez to na spotkanie jego kopyt ze swoją głową. Na szczęście minęły mnie, o parę centymetrów, ale to zrobiły, a potem poszło już z góry, dzięki owemu blondynowi, który pomógł mi zapanować nad zaistniałą sytuacją. Nie zmieniło to faktu, że się zdenerwowałam, delikatnie mówiąc, a on nic sobie z tego nie zrobił. Powiedziałam mu kilka słów, a potem odeszłam nie interesując się tym, że było to zagranie, które nie należało do miłych. 

***  

- ... I wtedy mi pomógł, mówiąc, że sama sobie nie dam rady. - dodałam, tłumacząc Red całe zajście z Cassino oraz blondynem. 

- A wiesz, który to trzaskał tymi drzwiami? - zapytała brunetka, siedząc na blacie w kuchni. Był wieczór, a my skończyłyśmy wypełniać swoje obowiązki. 

- Nie, ale wydaje mi się, że to albo ten ciemny blondyn, albo brunet, bo kolorowy stał w boksie obok niego. - wyjaśniłam,  żałując, że nie znam ich imion. Byłoby łatwiej, bo nie musiałabym się cały czas powtarzać, czego nie lubiłam. 

- Jaki kolorowy? - zapytał James, pojawiając się w domu. Gdy miałam zamiar kolejny raz się produkować, Red mnie wyprzedziła mówiąc, że wszystko mu opowie. Podziękowałam jej, postanawiając w myślach zajrzeć do Brylanta oraz Księżnej. Wyszłam na dwór, idąc w kierunku tylnej stajni. Zauważyłam, jak Cassino wygląda z boksu i patrzy się na mnie beznamiętnie. Niczym nie przypominał swojego wcielenia z przed kilku godzin. 

stay with me • hemmingsWhere stories live. Discover now