Rozdział 2

187 8 3
                                    

Do końca naszej wizyty nie dane mi było znowu spotkać Michała. Zadziwiające, ale czułam gdzieś w powietrzu jego obecność, chociaż rozglądając się dookoła, nigdzie nie było po nim śladu. Godzina minęła w zawrotnym tempie i już wsiadałam do niczym nie wyróżniającego się czarnego Mercedesa. Kierowca auta przyspieszał na każdym możliwym odcinku, a Pan Marcin pochrząkiwał znacząco z siedzenia pasażera.

Pomyślałam, że życie bywa potwornie przewrotne, bo tym razem plotkarska witryna powitała mnie nagłówkiem ,,KONIEC ZARĘCZYN JANOWSKIEGO I DAMIEN!!! Kto zdecydował się na ten krok? Czyżby Matylda przejrzała na oczy?!". Artykuł okraszony został moim zdjęciem z pokazu naszej zeszłej kolekcji. Uśmiechnęłam się pod nosem. Skoro nie powodzi mi się
w życiu prywatnym, to chociaż skorzysta na tym marka?

Zmęczona potarłam delikatnie powieki. Ten dzień jest zdecydowanie zbyt długi.

Dojechaliśmy do biura bez dalszych przygód. Na szczęście jakoś ominęliśmy korki i kiedy kierowca zatrzymał się przed wejściem do budynku, miałam jeszcze pół godziny w zapasie. Siedziba mojej firmy mieści się w dzielnicy przewrotnie nazywanej ,,Małym Mordorem". Jako centrum korporacji, Gdańsk Przymorze całkiem miło pasuje do mojej wizji rozwoju marki. Nasze projekty dość szybko pokochały klientki w całej Polsce i dzięki wiernym fankom naszej odzieży możemy teraz negocjować z Grekami.

Raźnym krokiem weszłam do ogromnego lobby. Przepiękne przeszklone wnętrze przypominało wejście do hotelu. Beże, biele i delikatne brązy na kanapach zachęcały do wejścia i spędzenia chwili czasu wewnątrz. Ciekawe jak się czują pracownicy korporacji zajmującej trzy piętra niżej od nas. Nie wyobrażam sobie doceniania wystroju, kiedy musisz siedzieć codziennie w wiecznych nadgodzinach... Jako, że wynajmujemy tylko jedno z dostępnych pięter, nie pozwolono nam dorzucić na recepcję lobby kliku projektów reklamujących nasze bestsellery. Ba! Nawet propozycja zaprojektowania uniformów dla całej obsługi budynku spotkała się z wyraźnym sprzeciwem administracji. Cóż. Chyba podejście do mody jeszcze długo w Polsce się nie zmieni.

Minęłam Panią Darię siedzącą pilnie przy biurku. Źle skrojona granatowa garsonka nieco krępowała jej ruchy. Westchnęłam zniesmaczona, że tak super dobrana wizytówka w postaci profesjonalnego pracownika, musi nosić szpecący jej sylwetkę strój. Kobieta uśmiechnęła się na mój widok: ma śliczne, brązowe i kręcone włosy tworzące mini afro. Ciemne oczy zawsze podkreśla eyelinerem, a rumiane z natury policzki pięknie rozświetla złotym wykończeniem.

- Pani Matyldo! – krzyknęła za mną, kiedy ruszyłam bezpośrednio do wind. Wcisnęłam guzik i odwróciłam się do niej. – Dobrze, że Pani dzisiaj przyszła. Dostałam najnowsze wytyczne personalne, ale nie otrzymałam potwierdzenia listy gości na poniedziałkową delegację ze Stanów.

Zmarszczyłam brwi. Od kiedy to prezes zajmuje się potwierdzaniem czegokolwiek w recepcji? To chyba pierwsza nasza taka rozmowa w historii.

- Pani Dario. Proszę odezwać się jak zwykle do Magdy. Ona zawsze ma wszystkie potrzebne informacje.

Speszona recepcjonistka przestąpiła z nogi na nogę. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma
w dłoni torebkę prezentową.

- Bo ja mam dla Pani prezent. Zostawił Pani narzeczony, zanim Magda zdążyła mnie poinformować o nowej dyspozycji. I nie wiem co mam z tym zrobić.

Przewróciłam w duchu oczami. Co za dupek! Rozpoznałam logo Cartier.

- Proszę to odesłać z powrotem do Teodora. I nie przyjmować niczego więcej, jeśli będzie nadawcą.

Usłyszałam dźwięk windy i natychmiast do niej weszłam. Pan Marcin wcisnął guzik z numerem 11 i kiedy tylko wystartowaliśmy, ochroniarz odwrócił się do mnie.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz