Rozdział 21

66 6 4
                                    

Nie umiem chorować. Od zawsze to wiedziałam. Niestety przebywanie na jakimś odludziu ze śmiertelnie poważnym panem Marcinem i niewidzialną ochroną, to kompletnie inny wymiar nieporozumienia. Dochodziłam do siebie – tabletki przeciwbólowe odstawiłam już tego samego dnia, w którym wyjechał Michał. Z nudów wyrabiałam po 15h dniówki w pracy. Kamil wpadł dosłownie na chwilę z paczką odszyć z biura i próbkami perfum. W zasadzie w przeciągu kilku sekund wybrałam swoich ulubieńców, ale z perfumami jeszcze gorzej, niż z ubraniami: trzeba je ponosić na skórze i zobaczyć jak się rozwijają, współgrają z osobowością.

Większość czasu spędzałam na dole: trochę czekając na wiadomości od Michała, których oczywiście nie było, trochę licząc na to, że będę miała wszystko na oku. Cokolwiek by się nie stało.

Nie działo się nic.

W piątek o 15 pan Marcin podał mi obiad i dość niespodziewanie usiadł obok mnie.

- Pani Matyldo. Musimy porozmawiać.

Powaga w jego głosie zatrzymała rękę z widelcem i surówką z marchewki w połowie drogi do ust.

- Słucham?

Serce zaczęło mi walić w niekontrolowanym tempie.

- Spokojnie. Jeszcze nie ma żadnych katastrof – lekko się uśmiechnął. – Wygląda na to, że nikt nie odwołał jutrzejszej imprezy rodzinnej. Uważam jednak, że powinna Pani odmówić przybycia.

Zjadłam, co miałam na widelcu i odłożyłam sztućce.

- Dlaczego? Proszę o wyjaśnienie, bo to podobno szalenie bezpieczna opcja i miałam się nie martwić.

Zaczął wiercić się na krześle. Pan Marcin to ogromny mężczyzna i zastawiał sobą większość przestrzeni, więc nie zdziwiły mnie skrzypnięcia pełne protestu ze strony drewna pod nim.

- Tak, też to wszystko słyszałem...

- Ale?

Pokręcił głową i westchnął.

- Będę z Panią szczery – przytaknęłam wdzięczna. – Zbyt wiele rzeczy może nie pójść po myśli Michała. Nie ma z nim żadnego kontaktu, Kamil nic nie wie o ochronie na sali, a ja nie widzę możliwości funkcjonowania w chaosie.

Zmarszczyłam brwi.

- Czyli to, że Michał się nie odzywa, to nie do końca normalne?

Wzruszył ramionami.

- I tak i nie. Ale nie martwię się o niego, bo złego raczej diabli nie biorą. To o panią jestem zaniepokojony.

- A nie sądzi pan, że to nieco za późno na takie rozważania? Trochę zgadzam się z Michałem, że nie dam rady dłużej siedzieć w tym domu. Jest pięknie i spokojnie, ale szlag mnie jasny niedługo trafi. Muszę być w pracy na premierze kolekcji. Wbrew pozorom biuro to jedna z tych lżejszych opcji, bo i sklepy powinnam odwiedzić. Mój zespół pracuje w pocie czoła, ja robię co tylko mogę stąd, ale zaraz to nie wystarczy.

Potarł skronie lekko zrezygnowany jakbym właśnie potwierdziła najgorszy scenariusz.

- Proszę mi uwierzyć, że jeszcze chwila, a sama się stąd wyjdę na przystanek autobusowy. Oczywiście jestem bardzo wdzięczna za opiekę, pomoc i z pewnością odzwierciedlę to w premii i dodatkowym wynagrodzeniu dla pana. Tyle, że tak nie da się funkcjonować.

Odchrząknął.

- Więc warto, żeby pani wiedziała, że generalnie mam z tym problem.

Tego się nie spodziewałam.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz