Rozdział 10

91 5 0
                                    


Godzinę później stałam w progu mieszkania Michała. Patrycja postanowiła, że spacer na sopockie Wyścigi zrobi jej doskonale i nie życzy sobie żadnego podwożenia. Kamil wysiadł wcześniej w gdańskiej Oliwie pod domem rodziców i zaznaczył, że będzie gotowy za pół godziny, a ja pojechałam razem z jego starszym bratem kawałek dalej, na Wrzeszcz.

Ku mojemu zaskoczeniu, zatrzymaliśmy się przed nowoczesnym apartamentowcem. Michał zaparkował swojego czarnego Mercedesa na podziemnym parkingu i skierował mnie ku windom. Trzy minuty później zatrzymałam się przy wejściu do apartamentu na ostatnim piętrze.

- Wejdź proszę.

Powitała mnie ogromna przestrzeń surowego, industrialnego wnętrza: od ścian wyłożonych cegłami, przez betonowe podłogi i drewniane belki pod sufitem, aż do ciemnych mebli. Aneks kuchenny dzielił od salonu ogromny drewniany stół na dziesięć osób.

- Masz ochotę na coś do picia?

Zdjęłam kurtkę, buty i przycupnęłam na kanapie.

- Nie, dziękuję – uśmiechnęłam się do niego. – Radzisz sobie całkiem nieźle jak na mechanika.

Roześmiał się w głos.

- Powinienem klepać biedę, prawda?

Zawstydzona wzruszyłam ramionami.

- Nie to miałam na myśli!

- Spokojnie. Jako mechanik na pewno bym tyle nie zarobił, tu się z Tobą zgodzę. Dostałem spadek po ojcu.

Kiwnęłam głową nie znajdując żadnej odpowiedzi na to stwierdzenie. Byłam ciekawa czym w takim razie zajmował się jego tata, ale nie do końca czułam się swobodnie z tym, żeby o to wypytać.

- Rozgość się, a ja zaraz wracam.

I zniknął w głębi mieszkania. Rozejrzałam się dookoła: żadnych zdjęć, kolorowych poduszek, żeby nieco ożywić wystrój. W zasięgu wzroku nie było nawet pyłku kurzu, czy śladu bałaganu: sterylna przestrzeń, jakby nikt tu nie przebywał. Z ciekawości zajrzałam do kuchni. Ciemne drewno było nieskazitelnie czyste, kuchenka błyszczała i nie znalazłam nawet jednej brudnej szklanki.

- Test białej rękawiczki?

Michał wyłonił się zza rogu ubrany w przylegający do ciała czarny golf i ciemne jeansy. Lekko ułożył swoje blond włosy i właśnie zakładał okulary przeciwsłoneczne z kosmetyczną soczewką.

- Powiedzmy. Dawno nie widziałam tak wypucowanego pomieszczenia. Masz jakąś nerwicę natręctw? A może w ogóle tu nie przebywasz?

- Lepiej mi się myśli w uporządkowanym otoczeniu: mam mniej powodów do rozproszenia, więc jeśli muszę popracować, to nie ma zbyt wielu wymówek. Plus nigdy nie wiem czy nie wpadnie ktoś w gości, więc wolę być zawsze przygotowany.

Wskazał na mnie.

- Nie podejrzewałem na przykład, że po imprezie z przyjaciółmi młodszego rodzeństwa, przyprowadzę do domu piękną kobietę.

Zarumieniłam się.

- Trzeba korzystać z szans, jakie daje nam los – zakończył filozoficznie, a ja parsknęłam śmiechem.

Rozdzwonił się telefon.

- Przepraszam cię na chwilę – zwrócił się do mnie i odszedł kawałek dalej. - Masz trzy sekundy – rzucił szorstko do swojego rozmówcy.

Sięgnęłam po swój telefon z ciężkim westchnieniem. Siedemdziesiąt nieprzeczytanych maili. Nie zdążyłam wgryźć się w pierwszy temat, kiedy Michał wrócił zdenerwowany: mocno zacisnął szczękę, spiął barki i zacisnął pięść.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz