Rozdział 14

83 4 0
                                    

Z odmętów odrętwienia obudziło mnie niecierpliwe pikanie jakiegoś urządzenia niedaleko mojego ucha. Z wielkim trudem otworzyłam oczy i ku ogromnemu zdziwieniu doszłam do wniosku, że pomimo ciemności zza okien, rozpoznaję salę szpitalną. Okropnie sztywna kołdra drapała mnie w odkryte ramiona, do których miałam przyczepione różne kabelki i rurki. Zmarszczyłam czoło. Coś musiało mi się stać.

Delikatnie uniosłam głowę, żeby dokonać samo oględzin. Nic mnie nie bolało, ale to niestety prawdopodobnie zasługa leków, które mi podali. Dotknęłam twarzy i nie wyczułam żadnego zadrapania. Dobry znak. Szyja też okej. Wtedy jednak natknęłam się na bandaż na klatce piersiowej: po lewej stronie znacznie grubszy. Więc to tam musiałam się uszkodzić.

Prawie podskoczyłam na dźwięk czyjegoś chrapnięcia po prawej stronie łóżka. Michał drzemał w tak wykręconej pozycji, że zaczęłam się zastanawiać jak się wyprostuje. Głowę oparł na ramieniu pod dziwnym kątem, ręce włożył pod pachy, zapewne musiało mu być trochę zimno, a oparcie plastikowego krzesła na bank wbijało mu się w plecy pod łopatkami.

- Michał? – szepnęłam mimo, iż nie do końca chciałam mu przeszkadzać.

Zdawał się przez chwilę siłować się z jakimś snem i otworzył powieki zdezorientowany. Zauważył, że na niego patrzę i poderwał się jak oparzony.

- Matylda, dzięki Bogu! – wyraz ulgi na twarzy mocno mnie zaskoczył. – Zawołam zaraz lekarza jakiegoś. Czy coś cię boli??

Uśmiechnęłam się do niego.

- Wszystko w porządku, ale zanim kogokolwiek tu przyprowadzisz, musisz mi przypomnieć dlaczego i jak długo tu leżę.

Ewidentnie go zaskoczyłam i zakłopotałam.

- A co ostatnie pamiętasz?

Spojrzałam w sufit próbując się skupić.

- Był Teodor, który chciał pieniędzy, a z nim dwóch takich wielkich, potem pojawiłeś się ty i go zdzieliłeś... - przerwałam, bo mnie olśniło. – Ktoś mnie postrzelił.

Pikanie przyspieszyło razem z moim sercem.

- Hej, wszystko w porządku już, nic ci nie grozi – usiadł na moim łóżku i złapał mnie za rękę. – Powiadomię personel medyczny, że mają cię zbadać i porozmawiamy, dobrze?

Pogłaskał mnie po policzku kiedy kiwnęłam głową i wyszedł.

Dobra, nie ma co panikować przecież. To szpital, tu ratują ludzi, nie wpuszczą morderców.

Pielęgniarka z niezadowoloną miną wpadła do sali. Po jednej stronie twarzy miała odgniecioną poduszkę, więc zakładam, że Michał nie dał się zbyć, dopóki nie wstała. Moje domysły potwierdził triumfalny uśmiech kiedy wszedł zaraz za nią.

- Proszę powiedzieć mężowi, że na przyszłość wystarczy chwilę poczekać – burknęła do mnie sprawdzając poziom kroplówek. Mężowi? – Jak się pani czuje?

- Wszystko w porządku, chociaż potwornie jestem spragniona.

Kiwnęła głową jakby właśnie tego się spodziewała.

- Niestety nie może pani jeszcze pić. Była pani poddana narkozie, więc musimy odczekać chwilę na reakcję organizmu. Powiadomiłam lekarza, za kilka chwil panią zbada i zdecyduje o odłączeniu przyrządów. Tymczasem mąż będzie zwilżał pani wargi, zaraz przyniosę kubeczek.

I już jej nie było.

- Mąż?

Zakłopotany wzruszył ramionami.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz