Stałam z kubkiem kawy na samym końcu molo. Mroźne powietrze przenikało moją puchową kurtkę i ze zniecierpliwieniem stwierdziłam, że to zimno nie przeszkadza mi tak bardzo, jak kac.
Wczorajsza noc w którymś momencie zamieniła się w rozmazaną mgiełkę. Z odmętów pamięci wybijały się jednak pojedyncze momenty: Maryśka policzkująca Szymona, Kamil powstrzymujący Patrychę przed wejściem na stół, Michał rzucający wściekłe spojrzenia na mojego partnera do tańca (ni cholery nie pamiętam kto to był), Szymon płaczący znad kolejnego szota bimbru i mówiący, że mnie przeprasza za wszystko. Długo nic i kolejne, co sobie przypominam, to Kamil prowadzący mnie do mojego pokoju hotelowego i wlewający nam zza pazuchy rozchodniaczka do szklanek. A potem już jakimś cudem wytoczyłam się z taksówki przy domu w Sopocie i obudziłam się z kacem gigantem. Co było zaskakujące, mój mózg ogarnął, że muszę zamknąć za sobą drzwi, więc po pobudce okazało się, że zabarykadowałam wejście do domu komodą, fotelem i wieżyczką ze szklanek.
Oczywiście zgubiłam telefon, więc kompletnie nie wiem co się dzieje z resztą ekipy.
Z zamyśleniem wpatrywałam się w fale i układałam plan na dzisiaj: nowy telefon i wizyta u ojca. Jakoś to drugie nie napawało mnie optymizmem.
Czarna, gorąca kawa nieco mnie pobudziła i ku własnemu zaskoczeniu odkryłam, że powoli dochodzę do siebie. Los jak widać jest dla mnie łaskawy. Dopiłam resztkę napoju i spacerem zaczęłam zawracać do domu.
Promienie słońca nieco ukoiły ból głowy i odetchnęłam głęboko z ulgą, kiedy w końcu zaburczało mi w brzuchu.
Piekarnia pana Ludwika powitała mnie zapachem świeżo wypiekanych specjałów. Niezwykle cieszył mnie widok starszego pana za kasą, który pomimo ogromnej konkurencji utrzymywał się od lat w tej samej lokalizacji.
- Pani Matyldziu! Co słychać? Ma pani ochotę na to, co zawsze?
- Dzień dobry! Oczywiście! Pewnych rzeczy wprost nie wypada zmieniać – mrugnęłam do niego, kiedy pieczołowicie pakował moje dwa ulubione rogaliki z kremem orzechowym.
Podszedł do kasy i podał mi papierową torebkę.
- Na koszt firmy – wyrzucił z siebie zadowolony.
Westchnęłam i pokręciłam głową. Zawsze to samo.
- Pan się nigdy nie poddaje? – Uśmiechnęłam się wręczając mu banknot. – Wydawało mi się, że ustaliliśmy już dawno, iż jestem dumna mając takiego sąsiada i chętnie wesprę Pana jak tylko się da.
- Jest Pani taka dobra. Jak Pani dziadek!
Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że mogę teraz w jakikolwiek sposób przypominać dziadka. Przełknęłam ślinę.
- Dziękuję – udało mi się wykrztusić, kiedy wydawał mi resztę.
- Wszystko w porządku? – zmarszczył brwi nagle zmartwiony i zdałam sobie sprawę, że mój grymas mógł dać mu do myślenia.
Wymusiłam uśmiech.
- Jestem trochę wczorajsza – mruknęłam tylko, co wywołało zadowolenie starszego pana.
- Ach młodym być! Razem z twoim dziadkiem niejedną flaszeczkę obaliliśmy! Leć, Matyldziu! Odpoczywaj.
Pomachałam mu na do widzenia i zmroziło mnie, że pan Ludwik też może być mafiozem albo mieć przez dziadka jakieś powiązania. Czy ten przeklęty Sopot codziennie będzie mnie tak zaskakiwał?!
Niezauważenie doszłam do domu, żeby zastać trzy potężne sylwetki przy moich drzwiach wejściowych. Adrenalina wskoczyła w moje żyły i natychmiast się odwróciłam do schodów. Czas zwiewać.

CZYTASZ
Mafijny Dług
Любовные романыMatylda jest kobietą sukcesu, tuż przed ślubem z mężczyzną, który trzymał ją przy sobie tylko siłą przyzwyczajenia. Czy zerwanie oświadczyn pozwoli jej odetchnąć pełną piersią? Dlaczego nagle zostaje wciągnięta w nieznany sobie świat? Czy ktoś zdoła...