Rozdział 7

118 6 1
                                    

Wytoczyliśmy się z klubu w szampańskich nastrojach.

- Jak coś, to idziemy bokiem! – jęknęłam patrząc na drogę przed nami. – Nie dość, że pod górę, to jest nierówno. Stopy mi umierają!

- Potwierdzam! – Maryśka nieco bełkotliwie pokiwała głową. – To nie są warunki na powrót!

Zawiał zimny wiatr. Otulając się szczelniej płaszczem pomyślałam, że marzec to zdecydowanie jeden z najgorszych miesięcy w roku. Zaczęła mi drżeć szczęka z zimna.

- A jak byśmy pobiegli? – zapytałam marudząco dmuchając sobie w dłonie.

Kamil roześmiał się w głos.

- Dopiero co mówiłaś, że bolą Cię nogi!

Patrycja zaczęła chichotać pod nosem.

- Ale teraz jednak jest mi zimniej i to mój priorytet! – fuknęłam.

Maryśka pokręciła głową.

- Musimy zajść po alkohol i się rozgrzejesz w sekundę!

- O nie, nie, nie. Żadnego już alkoholu! Dopiero przestało mi wirować!

- To co? Ścigamy się?? – Patrycja trochę jakby nie nadążała za dyskusją.

- Nikt się nie będzie z Tobą ścigał, głupia. Chodź tu! – Kamil krzyknął za swoją bliźniaczką, jak tylko zobaczył, że ta biegnie w stronę grupki facetów z fajkami.

- To co? Może chociaż jakaś cytrynóweczka? – zanim zdążyłam ją powstrzymać, Maryśka już szła w stronę całodobowego sklepu.

Odwróciłam się do Michała.

- Czy Ty też masz wrażenie jakby to była jakaś wycieczka szkolna i totalnie nie da się nad tym zapanować?

Parsknął śmiechem.

- Przy takich indywiduach serio spodziewałaś się czegoś innego?

- W ogóle nie – przyznałam mu rację. – Ale jest mi zimno i śpiąco i chcę już do domu. A jak przyjdzie ta ruda wariatka, to będę musiała znowu wejść na obroty.

W oddali Patrycja dorwała papierosa i kłóciła się z Kamilem.

- Zamarzniemy tu, wiesz? – spojrzałam błagalnie na Michała. – Może pójdziemy już do mnie? Nie wytrzymam dłużej...

Uśmiechnął się.

- Moja siostrzyczka nie przyjdzie, dopóki nie spali, Kamil nie przestanie jej tak szybko opieprzać, a Marycha chyba tam kupuje jakieś hurtowe ilości. To chwilę potrwa. Dawaj ręce.

- Co? – zdziwiłam się.

- No pomogę Ci się rozgrzać. Dawaj ręce – podszedł do mnie i złapał moje dłonie. Otworzył oczy przerażony. – Ty nie żartowałaś! Jak kostki lodu!!

Był tak przyjemnie ciepły, że aż ciarki przeszły mnie po plecach.

- Myślałeś, że gwiazdorzę?

Ewidentnie próbował powstrzymać salwę śmiechu.

- Może troszeczkę.

- Świnia! – pacnęłam go w ramię.

- Słodka jesteś – przyciągnął mnie do siebie i przytulił. – A teraz jakbym rozgrzewał bałwana. Zdecydowanie nie spodziewałem się takiego wieczoru.

- No też mi coś – mruknęłam gdzieś na wysokość obojczyka.

Za mną zadzwoniła siatka z butelkami.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz