Rozdział V

129 15 166
                                    

Kaiset była w szoku. Miała wrażenie, że Darwesz wypełnił swoją obecnością niemal całą izbę. Salka była dość niska, więc dryblas musiał stać lekko przygarbiony, dodatkowo był obładowany bagażami, poukrywanymi w workach równie barwnych, co jego niecodzienne stroje. 

Chłopak uśmiechnął się szeroko na sam jej widok, choć sam wyraźnie był dość mocno zdziwiony jej nagłym wyłonieniem się z czeluści piwnicy.

– Ty żyjesz! – wrzasnęła Kaiset niemal oskarżycielsko.

Mam majaki! Bogini tak mnie męczy winą za jego śmierć!

– Tak, czemu miałbym nie żyć? – Podrapał się po rudej bródce. – Ach, to pewnie przez mieszkańców waszego wspaniałego miasta, którzy chcieli mnie dziś ukamienować! Zobacz: ich starania spełzły na niczym. Trzepnąłem kogoś w łeb i zaczęło się robić nerwowo. W końcu nie wiedzieli, co ze mną uczynić, więc zamknęli mnie w lochu. Na szczęście buchalter Oneke wyciągnął mnie stamtąd w kilka chwil!

 Na szczęście buchalter Oneke wyciągnął mnie stamtąd w kilka chwil!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Więc zdążyłeś już poznać moją córkę. To dopiero ciekawe! – Oneke z nerwów sam stał się bladożółty. Próbował w jakiś sposób zamaskować zdenerwowanie poprzez próbę podtrzymania konwencjonalnej rozmowy.

Kaiset westchnęła ciężko. To wszystko zaczynało przypominać bardzo przewrotną komedię, która miała doskonały potencjał by przeobrazić się w prawdziwy dramat.

– No tak... – zająknął się mroczny elf, najwyraźniej wyczuwając panujące napięcie. – Spotkałem ją wczoraj na szlaku. Wskazała mi drogę do miasta.

Cała trójka wiedziała, że było to wierutne kłamstwo, bowiem trakt nie prowadził nigdzie indziej, ergo nikomu nie trzeba było w taki sposób pomagać. Po wymianie nerwowych uśmiechów, Renjarvi i Sohail uznali, że najlepiej będzie, jeśli, na jakiś czas przynajmniej, będą grać w tę grę.

– Pańska córka okazała mi wczoraj równą grzeczność, co i pan, a nie jest to częste wśród gorczycowych elfów. Trudno więc byłoby, bym jej nie zapamiętał – odchrząknął Darwesz, wyraźnie przytłoczony ilością dóbr tachanych na plecach.

W tym samym czasie myśli Kaiset krążyły wokół zupełnie innej sprawy.

– Ojcze, wybacz mi ciekawość, lecz nie mogę nie zapytać. Co takiego właściwie się stało, że postanowiłeś pomóc temu... – Przez chwilę szukała w głowie jak najmniej podejrzanego określenia. Stwierdziła, że najlepiej będzie po prostu zwracać się do przybysza po imieniu: – Darweszowi?

– Postanowiłem zainterweniować, bo, jak wiesz, ze względu na pewne okoliczności, wyjątkowo dzisiaj gryzło mnie sumienie .– Oneke zaakcentował dobitnie, patrząc na Kaiset karcącym wzrokiem. – Serce kraje mi się na myśl, że mroczne elfy są tak źle traktowane w naszych stronach. Darwesz tylko się bronił przed atakiem. W przeciwnym razie tłum by go ukamienował. Na szczęście cała historia ma pozytywny finał. Hrabia zgodził się puścić go wolno, a nawet pozwolił mu handlować na naszym rynku. Dostał glejt, który nie pozwala go ruszyć.

[SKOŃCZONE] Cud w SanarviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz