– Chociaż on jeden jedyny cię zaakceptował z tym przekleństwem, jakie masz na plecach... – było pierwszymi słowami, które usłyszała, gdy tylko drzwi zostały zamknięte na kilka kłódek.
Stary Renjarvi chyba nigdy nie był tak bliski dostania zawału, jak dziś, w Złotym Kaczorze. Na samo wspomnienie tego dramatu (kochana pasierbica, córka niemalże, której usta znajdowały się zaraz przy wargach zielonoskórego dryblasa w turbanie) czuł, że serce miało wyskoczyć z klatki piersiowej i upaść z głośnym plaśnięciem na wysłużoną podłogę w jego kuchni, gdzie, swoją drogą, właśnie krzątała się ta abominacja, niszcząca mu bezpowrotnie życie. Nie mógł zliczyć, ile razy w czasie drogi powrotnej słyszał zdanie: Tato, nie denerwuj się.
Nie pomagało.
Chociaż staruszek był rozjuszony, to fakt był faktem: Jego najskrytsze modlitwy zostały wysłuchane. Co prawda, spodziewał się tego, że w jego progi zajdzie jeden z tych sympatycznych młodzieńców z księżycowego kręgu, któremu Matka Noc przemówiłaby do rozsądku, że przecież wróżka to jej dziecko, zatem poślubiłby samą córkę bogini. Chłopcy z kowenu byli jednak dość strachliwi i nie chcieli ryzykować, żyjąc pod jednym dachem ze skrzydlatą żoną. Żaden nie zareagował na wezwanie Voisarvi. Żaden złotolicy, uroczy, dobrze wykształcony, albo chociaż przynajmniej bogaty panicz, nie był na tyle dzielny, by ujrzeć Kaiset poza rytuałami, w których siedziała zamaskowana i ukryta pod ciężkimi szatami.
Za to w progi szanowanego pana Renjarviego trafił on: Darwesz Sohail, podający mu kubek z jakimś paskudnym naparem, mającym działać uspokajająco. Zielony. Czerwonooki. Obwieszony kolczykami, bransoletami i wisiorkami. Pochodzący z krainy, gdzie słońce kładło się spać. Mający obwoźny kram z garami i szmatami. Nikt. Pan Nikt. Który nie dość, że, zobaczył Kaiset w ekstatycznym tańcu ku czci bogini, całkiem nagą, to jeszcze chciał obcałowywać się z nią w karczmie, na oczach wszystkich miejskich mętów.
Dziewczyna siedziała cichutko za stołem, po drugiej stronie, sącząc ten sam gorzki napar, co i rusz zerkając w kierunku młodzieńca. Wszystko to wydawało się staremu Renjarviemu jakimś głupstwem, a może nawet spóźnionym okresem buntu.
Kaiset zawsze była przecież niezwykle karna i nigdy nic nie zbroiła – Mimo że mając takie moce, mogła, i to bardzo wiele. Nigdy nie doprowadziła nikogo do szaleństwa, nie rozszarpała na strzępy urokami, nie zatruła studni, nie porwała dzieci, nie wciągnęła żadnego nieszczęśnika do wody i nie utopiła. Była dobrą dziewczyną. A jednak, Onekego tak drażniła ta jedna, tragiczna myśl, że oto jego rozsądna i ostrożna córeczka, zadurzyła się w praktycznie nieznajomym przybyszu. Irytowało go to, że każdy inny kawaler na widok jej skrzydeł wezwałby inkwizycję i kazał spalić ją żywcem, nieważne, jak kochająca i dobra by nie była. Że tu, we własnym domu, byli jeszcze bardziej znienawidzeni niż Darwesz, którego chociaż nie chciano posłać na stos. Obrzucono go tylko kamieniami, ale glejt rozwiązał sprawę. W przypadku Kaiset żaden glejt by nie pomógł.
Wróżek nie rozpatrywano jako istot mających duszę. Oneke uważał inaczej, tak jak każdy wyznawca Voisarvi. Musiał przezwyciężyć wewnętrzną i irracjonalną niechęć względem zielonego kawalera. On w końcu też miał duszę. I jako jedyny nie bał się Kaiset. Akceptacja tego faktu przychodziła staremu buchalterowi z pewnym oporem. Za parę dni, powtarzał sobie, przyzwyczaję się. Albo młodzi się sobą znudzą... Choć właściwie, gdy zastanawiał się nad tym głębiej, Paharamczyk był jedyną szansą na to, by Kaiset mogła spokojnie gdzieś sobie żyć. O ile, rzecz jasna, zielonoskóry miał wobec niej poważne zamiary, a nie tylko bawił się jej dobrym, szlachetnym serduszkiem.
– Jeśli ją zostawisz i złamiesz jej serce to znajdę cię nawet w tym twoim Paharamie i porachuję ci wszystkie kości – odezwał się w końcu Oneke, brzmiąc niezwykle groźnie zważywszy na to, że siedział opatulony kocami z kompresem zrobionym ze szmatki na głowie i kubkiem tulsi w rękach. Wystraszona Kaiset zerknęła w kierunku Darwesza i złożyła ręce, opierając je o blat stołu. Nefrytowy elf wytarł kredens i westchnął.
CZYTASZ
[SKOŃCZONE] Cud w Sanarvi
FantasyPrzeznaczenie nigdy nie było łaskawe dla Kaiset Renjarvi. W kraju jasnych elfów, gdzie wszystkie wróżki zostały wytępione przez krzewicieli nowej wiary, nie ma miejsca dla takich jak ona. Przemykając pałacowymi korytarzami Kaiset, stara się upodobni...