Rozdział XVIII

50 5 0
                                    

Oneke otworzył opasłe tomiszcze rachunkowej księgi jeszcze sprzed czasów wojny. Na blacie nieopodal znajdowały się aktualne wyliczenia i spracowany abakus, najwierniejszy towarzysz każdego dnia pracy. Przez uchylone okno dobiegały odgłosy ćwiczeń miejskiej straży. Pozornie wszystko było w jak najlepszym porządku: do bólu normalne i spokojne. Aż za.

Niepokój zżerał Renjarviego od środka. Widział spojrzenia majordoma i kasztelana, praczek, kucharek, kapitana hrabiowskiej gwardii, w końcu nawet ta dwórka, Anelli Rakasta obdarzyła go wymownym wzrokiem. Wiedzieli już pewnie wszyscy. Nawet ci, którzy wczoraj nie widzieli jego najukochańszego dziecka w towarzystwie Paharamczyka, to i tak na pewno o słyszeli o tym, jak Kaiset sprzedawała muśliny na targu, a potem wcinała obiad w Złotym Kaczorze.

Wszystko byłoby lepsze i inne gdyby... gdyby Darwesz był normalny. Normalny – słowo ostre jak nóż, gotowe do zranienia każdego, nawet twardego serca. Oneke bardzo nie chciał myśleć w ten sposób, bowiem wiedział, że obrażało to Voisarvi, ale gdzieś tam, stale w jego głowie, krążyła natrętna myśl, że Darwesz powinien być Danielem, czy Daavitem, nie nosić żelastwa w uszach, a przede wszystkim nie odcinać się od reszty cynobrowymi oczyma i zieloną skórą. O ile skrzydła Kaiset były do ukrycia, tak chłopaka przecież nie dało się przemalować. Przyciągał spojrzenia całej złotoelfiej populacji Sanarvi, budząc w jakiś dziewięćdziesięciu pięciu procentach chłodne odczucia. Na pięć procent składały się dzieciaki nieskalane jeszcze rasistowskim postrzeganiem świata, no i Kaiset.

Oneke nie miałby nic przeciwko. No właśnie! Nie miałby, gdyby sprawa tyczyła się córki sąsiadów. Nie jego własnej (niemalże!) dzieciny. Przygryzał wąską, ciemnozłotą wargę i ganił się za zżerające go od środka wstrętne myśli, powtarzając sobie w kółko, że musi przezwyciężyć swoją małomiasteczkową tępotę umysłową i pozwolić Kaiset na to by wiodła szczęśliwe życie. Bo Oneke Renjarvi wiedział, że Darwesz Sohail był jedynym kawalerem gotowym na to, by związać się z Kaiset. Przewrotny dar bogini księżyca. Lekcja, którą niemłody buchalter musiał wziąć na swe barki.

Miał samego siebie za ostatnie dziwadło. Stary, kilkusetletni kawaler. Wszystkim wmawiał, że kiedyś stracił serce dla młodej szlachcianki spod Silty i od tej pory nie umiał być z inną kobietą. Prawda była nieco bardziej skomplikowana. Zgadzało się niemal wszystko. Prócz tego, że Oneke Renjarvi zakochał się kiedyś na zabój w pięknym chłopcu z dobrego domu. Wiedział jednak, czym kończyło się w Taivas mężolubstwo, toteż nie obnosił się z nim. Chyba tylko samej Voisarvi zwierzył się z prawdy o tym, co tak bardzo go trapiło. Ona jedyna rozumiała, że w jego uczuciach nie było nic złego. Teraz sam musiał się nauczyć akceptacji wobec innych. Rozmasował napięte skronie. Może taki był plan od samego początku? Zanurzył pióro w kałamarzu i drżącą ręką zaczął kreślić wyniki swych obliczeń.

Zaczną pytać. Niby niezobowiązująco: Czemu córki nie ma z hrabianką? A co ona wczoraj robiła z tym... no wie pan? A to pan tak pozwala? Jak miałby nie powalać wiedząc, że dzięki temu Kaiset mogłaby przeżyć dłużej niż dwadzieścia kilka lat? Miną tygodnie i o ile młodzi nie znudzą się sobie przyjdą kolejne wścibskie zapytania: A kiedy ślub? A oni to sypiają razem? Nieznośna suchość w gardle przepłukana rozwodnionym winem. Oneke nie czuł się najlepiej.

Drzwi do przedsionka hrabiowskiego skarbca, w którym mieściło się skromne biuro buchaltera, otworzyły się z nieprzyjemnym jękiem wysłużonych zawiasów.

Oneke uniósł wzrok znad księgi rachunkowej i próbował zrobić wszystko, by mina mu nie zrzedła. O to bowiem wizytę złożyła mu sama hrabianka Tarava. Odstrojona w suknię w koloru morwy, obszytą rzecznymi perłami (na oceaniczne jej znamienitego rodu nie było stać, a na pewno nie przy sukni dziennej), przedefilowała dzielnie wprost do katedry buchaltera, który oderwał się na moment od pracy. Dopiero gdy znalazła się przed masywnym biurkiem, ujrzał jej naburmuszoną minkę i wiedział już, że przyszła tu ze sprawą, która sprawi, że skronie zaczną go ciągnąć jeszcze dotkliwiej.

[SKOŃCZONE] Cud w SanarviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz