Piętnaście

669 55 48
                                    

  Poranek był ciężki dla każdego, szczególnie dla wciąż naćpanego Ajaxa, którego myśli nie wychodziły spoza kręgu narkotykowej ciekawości i planów na przyszłe dni. Śmiejąc się z faktu, że za rok nie będzie miał już ani pieniędzy ani domu wszedł do kuchni. Zakręcił się i wyciągnął z kieszeni za dużej bluzy woreczek z proszkiem. Nic nie myśląc wziął trochę na mały palec i wciągnął nosem. Estetycznie? Ani trochę, chwilę potem leżał na ziemi z rozbitym nosem. Ciekawe co powie zmartwionemu Lapisowi? 

  Nie dane było mu o tym myśleć, gdyż wymioty podeszły mu do gardła. Pędem, jednak koślawo, ruszył do łazienki zwrócić z siebie resztki jedzenia, które ostatni raz w buzi miał dwa dni temu. I były to te nieszczęsne lody oreo. Jego zmęczone oczy wodziły po pomieszczeniu a on sam siedział na chłodnych płytkach i opierał się o toaletę. Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu, Tartaglia sięgnął ociężale do kieszeni a widząc imię swojego przyjaciela odebrał chętnie. 

- Childe! Xiao dzisiaj idzie na później a ja sam do szkoły nie pójdę. Za dziesięć minut jestem u ciebie! - powiedział Aether wesoło i poważnie.

- Jasne - odparł rudzielec, jednak jego głos nie podzielał entuzjazmu ani w ogóle niczego przez zmęczenie. 

- Coś się dzieje? Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony blondyn. 

- Nie nie, jeszcze nie wstałem do końca. Wpadnij za dwadzieścia minut okej? - kłamał. Wiedział, że jego organizm daje mu znaki, że jest zmęczony drgawkami, że jest głodny, że to za dużo. Jednak wolał brać narkotyki niż coś zjeść, wolał brać narkotyki niż odpocząć, wolał umierać niż żyć. Znów zaśmiał się w duchu, że jedna tabletka zmieniła jego podejście do wszystkiego.

- Oh, okej. Do potem! - młodszy rozłączył się.

  Ajax ledwo wstał z podłogi, poszedł się wykąpać i przebrać w coś innego niż dresy i bluza o dwa rozmiary za duże. Wybrał czarne luźne jeansy i granatową koszulę w kratę. Położył ten Rudy Zestaw na półce i rozebrał się. Wszedł pod prysznic i szybko się opłukał letnią wodą, nałożył malinowy żel na gąbkę następnie pianę na siebie a na koniec spłukał pozostałości. Wyszedł spod prysznica i wycierając się przeklął, gdyż zapomniał o ranie na nosie i ją szarpnął ręcznikiem. Ubrał się trzymając chusteczkę na skaleczeniu, umył zęby i jakoś ułożył włosy lecz nie do końca mu to wyszło, bo nie miał dokładnego czucia w kończynach. Dzisiaj miał zanieść dokumenty do sklepiku, by mieć pracę. Przez moment stracił chęć, skoro i tak za rok by nie miał nic, jednak szybko otrząsnął się. Obiecał Arlecchino, obiecał Zhongliemu, obiecał sobie, że sobie poradzi. 

  W tego głowie pojawił się malutki plan. Mówił on Tartaglii, że to co ma teraz to jego ostatnie dragi. Że więcej nie kupuje i z tym kończy. A jak będzie chciał dokupić, automatycznie mówi wszystko Zhongowi.

  Usłyszał pukanie do drzwi więc opuścił łazienkę i otworzył Aetherowi. Ten tylko go przytulił i ruszył do kuchni jak do siebie i zrobił kawę. Nie odzywali się do siebie, ale wiedzieli, że coś tu nie gra. 

- Aether? - zapytał pijąc kawę rudzielec a słysząc ciche mruknięcie ciągnął dalej - Coś się stało?

- Nie wiem - westchnął i spojrzał na Ajaxa - Xiao chyba nie chce ze mną być.

- Co? Nie, to nie możliwe. Mi mówił co innego głupku. Wyjaśnij - poprosił Tartaglia ze zmartwioną miną.

- Wczoraj wyszło tak, że no zrobiliśmy to. Było fajnie, serio. Był delikatny i miły i kochany i... i potem razem zasnęliśmy a rano go nie było i nie odbierał telefonu. Teraz też nie odbiera. Co jak mu się nie podobało, albo chciał tym sprawdzić czy coś do mnie czuje a jednak nie poczuł. Boże - blondyn schował twarz w dłoniach.

Amber Eyes - zhongli • childeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz