Poranki. Są trudne, szczególnie gdy coś dzięki czemu utrzymywałeś się na duchu zniknęło. Wczorajszego dnia, gdy Ajax zasnął przy telewizorze, Lapis wygrzebał wszystkie kapsułki, proszki i resztki z kieszeni ubrań drugiego. Wyrzucił je i wymienił pościel, plamy krwi na poduszkach były tam zbyt długo, by je zostawić. Ale Tartaglia nie był zły. Był wdzięczny, bo wiedział, że dopiero teraz może odetchnąć. Ta, dobre sobie. Już wchodząc do łazienki prawie zwymiotował zauważając jak wygląda. Zmarszczki koło nosa były uwydatnione, to samo z tymi pod oczami. Zapadnięte policzki, blada skóra i jasne wargi. Zsunął wzrok na swoje ciało i najzwyczajniej miał ochotę wydrapać sobie oczy. Był wychudzony, widział to. Wiedział, że musi jeść by wyglądać lepiej, by postawić się bratu. Jednak jak zaczął myśleć o jedzeniu tak i szybko skończył z głową w muszli. Organizm mu odmawiał, jego organizm chciał go zabić.
Wzdrygnął się po kolejnym wypluciu żółci. Czuł jak jego zęby się psują, czuł jak bolą go kolana od kilku minut klęczenia, jak kręgosłup robi mu siniaki na plecach bo jest zgarbiony. Nie chciał tego. Postawił się własnemu organizmowi, wstał szybko od toalety i wszedł pod prysznic z ciepłą wodą. Zamknął oczy i skupił się na dźwięku uderzającej o ceramikę brodzika wody. Będzie już tylko lepiej. Dzisiaj może jeszcze nie, dzisiaj dopiero walka się zacznie. Ale kolejne tygodnie będą spokojniejsze.
Szybko wyszedł owijając się ręcznikiem i wziął się za mycie twarzy. I tych przeklętych zębów. Ubrał na siebie ciemną koszulkę Zhonga i szare dresy. Nie planował nigdzie dzisiaj iść. Chciał spędzić ten dzień ze swoim chłopakiem i z sobą, porozmawiać o wszystkim co się dzieje w jego głowie i spróbować to naprawić. Ze spokojem wyszedł z pomieszczenia, podszedł do starszego, który szykował jakieś śniadanie.
- Zhongli, muszę zadzwonić do Arlecchino, żeby nie przychodziła w dzień urodzin a najlepiej jutro. Musi skontrolować jakie mam plany po osiągnięciu pełnoletności, muszę podpisać dokumenty wszystkie i też się pożegnać - mówił spokojnie, opierając się o ciemny blat.
- Jasne. Pisał Aether, czy nie chcielibyśmy wpaść dzisiaj do nich na popołudnie filmowe. Ale jeśli wolisz odpocząć dzisiaj to mogę odmówić.
Rudzielec chwilę się zastanawiał. Chętnie zobaczyłby się z resztą. Z tego co kojarzył, Xiao wiedział o tym, że brał, nie wiedział o tym, że przestał. Aether nie wiedział kompletnie nic. Przez ostatni miesiąc mało rozmawiali. Młodszy spojrzał na drugiego i pokiwał głową, na znak, że chce iść. Zauważył delikatny, ale szczery uśmiech na twarzy Lapisa. Odepchnął się od mebla kuchennego i przytulił się do mężczyzny dokładnie wąchając jego perfumy.
- Ładnie ci w mojej koszulce - wymruczał brunet krojąc bodajże słodką paprykę - Możesz wstawić wodę na herbatę. Zjemy śniadanie i tak o czternastej pojedziemy do Xiao.
- Jasne - odsunął się od wyższego i zalał czajnik wodą. Wsypał trochę czarnej herbaty do dwóch kubków i do żadnego nie dodał cukru. Już po pięciu minutach herbata jak i śniadanie było gotowe.
Usiedli przy stole i konwersując jedli sałatkę. Ajax bardzo ładnie dawał, że nic się nie dzieje, gdzie fakt był taki, iż jego żołądek nie strawił nic z tego co chłopak zjadł. Musiał każdy kęs zapijać herbatą.
- Ajax, co się dzieje? - zapytał zmartwiony Lapis, chwytając dłoń rudzielca - Może nie jedz tego, dam ci musy owocowe - nawet nie czekał na odpowiedź tylko zabrał talerz ze stołu i dał chłopakowi jedną sporą tubkę z musem owocowym z jakimiś nasionami i innymi witaminami - Po tym, że przez ostatni miesiąc zjadłeś tyle co głodujące dzieci jednego dnia, twój organizm nie przyjmie normalnego pokarmu. Musimy go przyzwyczaić do w ogóle trawienia czegokolwiek.
CZYTASZ
Amber Eyes - zhongli • childe
RomancePRZEDZIAŁ WIEKOWY: +16 Po dwóch latach od pewnego wypadku, Ajax Tartaglia staje na nogi i wraca do nauki. Jednak w nowej szkole, bliżej domu. Już pierwszego dnia poznaje bliżej swojego wychowawcę, nauczyciela historii - Zhongliego Lapisa. Również w...