10. God doesn't make mistakes.

820 98 39
                                    

upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni x

CH10. God doesn't make mistakes.

harrystyles: lou, wszystko w porządku? 8.03

harrystyles: martwię się o ciebie, proszę odpisz 9.49

harrystyles: przepraszam, że tak wypisuję, ale naprawdę boję się, że coś ci się stało. bardzo cię lubię, więc no 12.22

harrystyles: proszę 13.34

harrystyles: przepraszam 14.55

Louis wpatrywał się w zaległe wiadomości, nie mając pojęcia, jak się z nimi czuć. Połączenie marihuany z alkoholem i papierosami nie było czymś, co sprawiało, że aktualnie lepiej mu się myślało. Tak właściwie treść wiadomości kompletnie do niego nie dochodziła — musiał zastanowić się przez minutę, czy aby na pewno dobrze wszystko zrozumiał.

Wszedł do kuchni i spojrzał na mamę, która gotowała obiad. Kobieta nawet na niego nie spojrzała, wciąż mieszając łyżką w misce.

— Nie musisz się tak przejmować — powiedział cicho. — Wszystko mam pod kontrolą, a zresztą sama mówiłaś, że marihuana to wcale nie jest taki straszny narkotyk, więc czemu się złościsz? Jutro pójdę do szkoły i napiszę dwie kartkówki.

Cisza. Głucha cisza. Bardzo głucha cisza.

— Niedługo pewnie przyprowadzę tutaj Harry'ego. Jest naprawdę uroczy, pokochasz go. Nie pali, nie zażywa narkotyków i nigdy nie był na imprezie. Kocha koty, sok bananowy i KFC, mamy ulubione miejsce na łące i spędziłem u niego cały ostatni weekend. Mam nadzieję, że kiedyś polubi mnie bardziej niż teraz.

Ponownie odpowiedziała mu cisza. Poczuł rosnącą irytację.

— Nie chcesz gadać, to nie. Nie robisz mi łaski odzywając się do mnie — prychnął, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Sięgnął po sok pomarańczowy i upił odrobinę. — Nara, idę do Harry'ego. Przynajmniej on nie będzie mnie olewał.

— Wie gdzie wczoraj i dzisiaj rano byłeś? — zapytała spokojnie Jay.

— Nie i się nie dowie. W ten weekend nigdzie nie idę, więc może go tutaj przyprowadzę i radzę ci trzymać gębę na kłódkę.

— Jak ty się do mnie odzywasz? Nie zapominaj, że jestem twoją matką — powiedziała wściekłym głosem. Jej policzki zrobiły się czerwone ze złości.

— Tak, jak mi się podoba. Nie wtrącaj się w moje sprawy — oznajmił na odchodne, ignorując mamę, która nagle zaczęła na niego krzyczeć. Ledwo powstrzymał się przed wystawieniem jej środkowego palca, ale na szczęście odnalazł w sobie wystarczająco siły, przez co nie wykopał sobie miejsca na grób.

Kiedy wyszedł z domu, sięgnął do swojej skórzanej kurtki i wyjął kluczyki do motoru. Spojrzał szybko w okno, zauważając najmłodsze siostry, które przyglądały mu się uważnie. Pomachał im na pożegnanie, a one uśmiechnęły się szeroko, po czym wybiegły z okna, natomiast Louis wsiadł na motor i po chwili odjechał.

Droga do domu Harry'ego nie zajęła mu długo. Kiedy jednak zaparkował przy posiadłości, jego serce zaczęło bić z prędkością światła. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Harry równie dobrze mógł na niego nakrzyczeć, ignorować go lub zacząć płakać. Louis poczuł, jak ogarnął go wstyd za swoje zachowanie i w tamtym momencie pragnął zapaść się pod ziemię.

— Louis. — Anne stanęła przy drzwiach, wpatrując się w niego z odrazą. — Co tutaj robisz? Nie uważam, by Harry miał ochotę z tobą teraz rozmawiać.

Don't judge a book by its cover | larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz