CH18. I won't back down
Dwa dni później po ich pierwszym zbliżeniu, Louis zabrał Harry'ego na imprezę. Nie zrobił tego jednak bezinteresownie, ani z samej chęci rozerwania się ze swoim chłopakiem. Od jakiegoś czasu jego jedyną myślą były narkotyki — myślał o nich, gdy się mył, gdy szedł spać, gdy jadł obiad, gdy palił, podczas zajęć, podczas przerw i w każdej innej chwili nie chciały opuścić jego głowy. Stał się przez to bardzo nerwowy. Nie odpowiadał Harry'emu na pytania, sam niewiele się odzywał, łatwo wybuchał w towarzystwie przyjaciół i raz niemal złamał sobie rękę, kiedy Zayn wspomniał o nowym towarze, przez co z całej siły uderzył pięścią w ścianę. Kilka dziewczyn próbowało go zagadać i zapytać, czy chciałby wpaść do nich na imprezę, jednak za każdym razem wrzeszczał, że mają się od niego odczepić i nie ma ochoty na żadne spotkania. Dlatego po tych dwóch dniach, kiedy zaczął mieć drgawki, a energetyki nie spełniały swojej roli, wziął Harry'ego na przyjęcie urodzinowe nieznanej mu Claire, żeby upić bruneta i zażyć narkotyki. Czuł się przez to jak ostatni śmieć, ale nie potrafił postąpić inaczej. On potrzebował narkotyków do tego, by spokojniej przeżyć następny tydzień.
Przekroczył razem z Harrym próg domu Claire, nerwowo ściskając jego dłoń. Brunet nie patrzył na niego, ponieważ wyczuwał jego zdenerwowanie i przez to bał się, że niechcący go zezłości i już więcej się do niego nie odezwie. Zdecydowanie bardziej wolał po prostu stać blisko niego i uważnie obserwować otoczenie. Nie miał ochoty na żaden alkohol i imprezę, szczególnie dlatego, że widział, jak zachowywał się Louis. Był szczerze przerażony byciem wśród obcych ludzi z szatynem, który był tykającą bombą.
Poszli do salonu, by przywitać się z solenizantką. Louis podziękował szybko za zaproszenie i przytulił ją, po czym pociągnął Harry'ego w stronę stolika z alkoholem.
— To co, pijemy? — zapytał pospiesznie, przyglądając się wódce i kieliszkom. — Masz ochotę się szybko upić, czy najpierw spróbować cydru i wina?
— W ogóle nie chciałbym dzisiaj pić. Tak właściwie to myślałem, że przyjdziemy na chwilę i pójdziemy do mnie albo do ciebie, żeby nie kusiły cię narkotyki — powiedział cicho z delikatnie zarumienionymi policzkami. Położył drugą dłoń na dłoni Louisa i podniósł ją, by ucałować kostki. — Wiesz, tak koło północy, a skoro jutro jest sobota, to moglibyśmy obejrzeć film, bo będziemy spali do południa.
— No weź — odparł, po czym oblizał nerwowo wargi. — To twoja druga impreza, Loczku. Alkohol to przecież nie narkotyki, raz na jakiś czas można się upić. A jeśli boisz się o swoje bezpieczeństwo, to wiedz, że cały czas będę przy tobie i niedługo powinni wpaść chłopaki. Rozluźnij się.
Przez dłuższą chwilę Harry wpatrywał się w niego bez przekonania. Zagryzł wargę, zacisnął mocniej palce między palcami Louisa i westchnął głośno.
— Nie jestem przekonany do tego alkoholu... Tak naprawdę wódka mi w ogóle nie smakuje i nie chcę jej pić. A to wino nie wygląda zachęcająco...
— Mógłbym ci zrobić drinka, prawie w ogóle nie poczujesz — zaproponował pospiesznie, a jego głos był coraz bardziej nerwowy. Wpatrywał się w Harry'ego intensywnie, mając nadzieję, że wywrze na nim presję.
Nie chciał taki być, ale musiał. Potrzebował chociaż zapalić, a wiedział, że Harry nie opuści go ani na krok.
— Nie wiem, Lou... Nie chciałbym być dzisiaj pijany. Ostatnio urwał mi się film i to wcale nie jest przyjemne uczucie. Chciałbym pamiętać całą imprezę.
— Obiecuję, że będziesz. Przecież trochę alkoholu na rozluźnienie nie sprawi, że jutro niczego nie będziesz pamiętał — powiedział ostro, a następnie uznając, że udało mu się przekonać Harry'ego, zaczął nalewać wódkę do dużej szklanki. — Z colą?
CZYTASZ
Don't judge a book by its cover | larry
FanfictionLouis Tomlinson był typowym bad boyem - w każdy weekend widziany był na alkoholowo - narkotykowych imprezach palącego papierosa. Przeklinał, obrażał innych, miał najgorsze oceny i ścigał się na motorach. Podczas szkolnej nocy filmowej poznaje Harry'...