07. You're different.

940 105 55
                                    

CH07. You’re different. 

Było coś niezwykłego w sposobie, w jaki Harry oplatał swoje bardzo szczupłe ramiona wokół wąskiej talii Louisa. Szatyn podwoził niezliczoną ilość osób na swoim motorze, jednak brunet trzymał się go zupełnie inaczej. Przytulał się mocno do jego pleców i powoli dociskał dłonie do umięśnionego brzucha, wsuwając je pod kurtkę, ponieważ było mu zbyt zimno. A kiedy Louis przyspieszał, poruszał niespokojnie palcami, łaskocząc go, przez co Louis nie mógł przestać chichotać, chociaż nigdy tego nie robił.

To było zupełnie inne uczucie, ale nie było złe. Tak właściwie było bardzo dalekie od złego, śmiał twierdzić, że był to jeden z najmilszych dotyków, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Lubił czuć ciepło dłoni bruneta na swoim brzuchu nawet jeśli znajdowały się one na cienkim materiale koszulki.

Wewnętrzną stronę ud dociskał bardzo mocno do jego bioder. Chłopak miał szczupłe nogi i kościste kolana, które nieprzyjemnie wbijały się w jego skórę, ale z jakiegoś powodu mu to nie przeszkadzało. W pewnym momencie chciał puścić dłonie i położyć je na udzie Harry’ego, by powoli przejechać po nim palcami. Wiedział, że Harry nie miałby nic przeciwko — oczywiście nie na motorze, tylko w chwilach, kiedy siedzieli blisko siebie — jednak sam nie był do końca gotowy. Ten dotyk wydawał mu się zbyt intymny, Harry wydawał mu się zbyt intymny. 

Kiedy się zatrzymali, czuł, jak brunet drżał. Tego dnia było zbyt chłodno na jazdę motorem w cienkim swetrze, czego obydwoje nie przewidzieli. Louis uśmiechnął się pod nosem, ściągnął kask i odwrócił, by spojrzeć Harry’emu prosto w oczy. 

— Miejmy nadzieję, że w słońcu jest cieplej. Mógłbym ci dać swoją kurtkę, jeśli będzie ci bardzo zimno. 

— Dam sobie radę — odparł i pociągnął nosem. — Najważniejsza jest herbata z termosu i słodycze, ciepło może zejść na drugi plan. 

— Nie pozwolę ci zmarznąć. 

— Dlatego się tym nie przejmuję — zachichotał, po czym poklepał go po brzuchu i zeskoczył z motoru. 

Razem wzięli wszystkie potrzebne rzeczy — Louis otulił Harry’ego puchatym kocem, ponieważ widział, jak bardzo się trząsł, do czego nie chciał się przyznać — i ruszyli w kierunku łąki. Brunet opowiadał z entuzjazmem o serialu, który niedawno obejrzał, nawet nie zwracając uwagi na to, czy Louis go słuchał. Cieszył się chwilą, w której to on przejmował kontrolę nad całą sytuacją i pozwalał swojej dziecięcej radości po prostu być. Uśmiechał się szeroko, przez co na jego policzkach pojawiały się dołeczki, a wokół zielonych oczu mały zmarszczki. Zaciskał palce na kocu, którym był owinięty oraz na koszyku przyniesionym z domu. Louis nie wszedł do środka, ale przez okno widział, jak z ogromnym podekscytowaniem Harry pakował do niego truskawki i inne smakołyki. 

Był tak piękny, że Louis nie mógł oddychać. 

— Miałbyś coś przeciwko, gdybym sobie zapalił? — zapytał, chociaż już sięgał do kieszeni, by wyciągnąć blanta. Harry nie musiał wiedzieć, że miał przy sobie narkotyk zamiast papierosów, tak było lepiej. — Wiem, że las i te sprawy, ale… 

— To w porządku, Lou — przerwał mu pospiesznie. — Ale zrobisz to szybko? Ostatnio bardzo chciałem spróbować, więc nie pomyślałem, że jesteśmy w lesie i nie powinniśmy palić, a raczej ty nie powinieneś, bo to złe dla przyrody — wytłumaczył mu i odgarnął loki z czoła. — Chciałem też zapytać, czy może miałbyś ochotę pobawić się moimi włosami, bo moja mama ostatnio zaczęła mi odmawiać, gdy ją prosiłem, a pomaga mi się to uspokoić. Szczególnie, że szkoła mnie bardzo stresuje. 

— Dlaczego nie chce się bawić twoimi włosami? Nagle stwierdziła, że jesteś za duży na taką bliskość z mamą? — zaśmiał się, ale szybko przestał, kiedy zauważył smutek na twarzy bruneta. 

Don't judge a book by its cover | larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz