teraźniejszość
Louis usiadł w gabinecie swojej terapeutki, czując się zmęczony bardziej, niż przez ostatnie trzy lata. Nie zażywał narkotyków przez cały tydzień, co było pozornie dobre, jednak jemu wydawało się, iż był to ogromny błąd. Gdyby zapalił jointa, przynajmniej przez chwilę poczułby się szczęśliwy. Bez niego i z obrażonym rodzeństwem oraz rodzicami, którzy pokochali Harry'ego bardziej niż jego samego, nie potrafił cieszyć się z niczego. Dodatkowo był bardzo zestresowany, ponieważ chciał odwiedzić ukochanego, a wiedział, że jego mama rozmawiała z rodzicami chłopaka, więc na sto procent nie zostanie wpuszczony.
Spojrzał na terapeutkę, która uśmiechała się do niego życzliwie. Louis miał ochotę uderzyć ją w twarz — nie dlatego, że jej nie lubił, tylko dlatego, że denerwowało go to, iż musiał tutaj siedzieć, chociaż nie chciał. Na kimś musiał wyładować swoją złość.
— Jak się czujesz?
— Chujowo, dziękuję za pytanie — burknął nieprzyjemnym tonem, na co terapeutka się zaśmiała. — Nie mogę odwiedzić Harry'ego.
W jednym momencie poczuł łzy żalu w swoich oczach. Tak, to była jego wina, że zniszczył jemu i jego najbliższym całe życia, ale miał prawo go odwiedzić, był jego chłopakiem i kochał go ponad życie. Trzy lata temu wybrał narkotyki, czego bardzo żałował, jednak wtedy był uzależniony i nie myślał racjonalnie. To wcale nie znaczyło, że nie kochał bruneta i nie zasługiwał na odwiedzenie go. Gdyby Harry mógł mu zakazać przychodzenia i by to zrobił, to Louis by się wycofał. Jego rodzice nie mogli za niego decydować.
— Dlaczego?
— Mama mi powiedziała, że jego rodzice mi nie pozwolą i prędzej się na mnie rzucą, niż będę mógł to zrobić — wyznał, a następnie przełknął głośno ślinę. — To jego adopcyjni rodzice, ale pokochali go całym sercem i rozumiem, że mnie nienawidzą, ale... Ja też kochałem i nadal kocham Harry'ego. — Jego warga zaczęła drżeć po wypowiedzeniu tych słów. Trzy lata bez terapii i unikania rozmów na ten temat sprawiły, że pewnie na każdym spotkaniu będzie wylewał morze łez. — Mama mi też powiedziała, że bardziej niż jego kochałem narkotyki, ale... To nie jest prawda. — Pierwsza łza spłynęła po jego policzku, a spojrzenie wbił w swoje buty. Nie potrafił spojrzeć terapeutce prosto w oczy. — Byłem uzależniony, więc to oczywiste, że stawiałem je na pierwszym miejscu, tylko... Nie rozumiem, czemu każdy umniejsza mojej miłości.
Pociągnął mocno nosem i otarł mokre policzki. Nie przyjął chusteczki od terapeutki.
— Masz rację, osoby uzależnione na pierwszym miejscu zawsze stawiają swój nałóg — zgodziła się cicho. — Opowiesz mi o swojej miłości do Harry'ego?
Mrugnął, próbując odgonić kolejne łzy.
— Ja... Nie wiem, trudno jest ją opisać. Przez całe liceum dla każdego byłem niemiły, ale dla niego po prostu nie potrafiłem. — Zadrżał, zaciskając mocno powieki. Czuł, że niedługo będzie miał atak paniki. — Harry był taki słodki. Przychodził do mnie na drzemki, a po nich zawsze był taki ciepły i chętny do przytulania. Był bardzo rozluźniony, więc niemal zapadał się w moich ramionach. Jakbym miał go do czegoś porównać, to byłby kaczką i karmelową czekoladą.
— Kaczką? — zaśmiała się terapeutka, na co Louis również parsknął gardłowym śmiechem. Harry naprawdę przypominał mu kaczkę, a samo wspomnienie o chłopaku sprawiało, że się rozpływał.
— Tak. Do tego był piękny i gdy się uśmiechał, to na policzkach pojawiały się dołeczki. Zawsze był dla mnie miły i starał się mi przemówić do rozsądku, a kiedy mieliśmy ciche dni, to i tak mnie przytulał i całował na dobranoc — opowiadał, przypominając sobie każdą chwilę z Harrym. Minęły trzy lata, a on wciąż był w nim tak samo zakochany. Chciałby ponownie mieć go w swoich ramionach po drzemce, która trwała dwie godziny i sprawiła, że poduszka odbiła mu się na policzku.
CZYTASZ
Don't judge a book by its cover | larry
FanfictionLouis Tomlinson był typowym bad boyem - w każdy weekend widziany był na alkoholowo - narkotykowych imprezach palącego papierosa. Przeklinał, obrażał innych, miał najgorsze oceny i ścigał się na motorach. Podczas szkolnej nocy filmowej poznaje Harry'...