teraźniejszość
Louis wszedł do domu, czując się cholernie wykończonym. Tego dnia nie udało mu się opowiedzieć na terapii o całym pierwszym spotkaniu z Harrym. Wymiękł w momencie, w którym powiedział o tym, że chłopak poszedł spać i tak uroczo otulił się kocem, że już wtedy Louis miał ochotę go mocno wyprzytulać i wycałować, a nawet go nie znał. Chłopak był po prostu słodki i wyglądał przytulnie, przez co przypominał mu o najlepszych chwilach w dzieciństwie, kiedy czuł się najbezpieczniejszy. Najbardziej kochany przez siebie samego, więc to, że nie odważył się powiedzieć całości było jak najbardziej zrozumiałe, przynajmniej dla niego.
Przełknął głośno ślinę i ruszył w stronę kuchni, gdzie jego mama gotowała obiad. Minął swoje młodsze siostry, które nawet na niego nie spojrzały, po czym zajął miejsce przy stole. Jay również nie zwróciła na niego uwagi.
— Mógłbym go odwiedzić? — zapytał cicho po dłuższej chwili bycia ignorowanym przez rodzicielkę. Łzy napłynęły mu do oczu, a serce zaczęło szybciej bić. — Wiem, że mi nie zabronisz, bo mam prawo się z nim pożegnać, ale.... Mógłbym?
— Nie wiem, czy to jest to, czego on by chciał, Louis — powiedziała ostro, mieszając chochlą w garczku. Odwróciła się do swojego syna i westchnęła, widząc, jak bardzo zraniły go te słowa. — Zresztą, masz rację. Nie mogę ci zabronić się z nim pożegnać, ale mogę cię poinformować, że jego rodzice są przy nim cały czas. To zabrzmi cholernie okropnie z mojej strony, ale nie będę zdziwiona, jeśli Robin się na ciebie rzuci. Nie widział cię od czasu, kiedy Harry... — Przerwała, ponieważ poczuła, że wypowiadając następne słowa zacznie płakać. To jeszcze bardziej załamało Louisa. — Nie mam pojęcia, jak sam sobie poradzisz z tym widokiem, bo ja nie byłam z nim szczególnie blisko, ale...
Był takim cudownym człowiekiem. Zabrałeś mu, kurwa, wszystko. To były słowa jego własnej matki tuż po tym, co się stało. Jay była na niego wściekła, a poza tym targały nią tak silne emocje, że nie kontrolowała tego, co mówi. Kilka dni później go przeprosiła, ale Louis wciąż czuł na sobie to spojrzenie, natomiast słowa matki odbijały się echem w jego głowie. Tak, to była tylko i wyłącznie jego wina. To on zabrał Harry'emu wszystko i to najbardziej bolało szatyna — to, że był winny.
— Wiem, że przeprosiny nic nie dadzą, ale...
— Nawet nie skończyłeś z ćpaniem, Louis, a od wypadku minęły trzy lata. Przez cały ten czas zdążyła wybuchnąć pandemia cholernego wirusa, a Wielka Brytania wyszła z Unii Europejskiej. To nie jest kilka dni, tylko bardzo długi okres czasu — przerwała mu ostro Jay. Nie chciała być taka surowa dla swojego jedynego syna, ale po wszystkim nie potrafiła spojrzeć na niego w innym, lepszym świetle.
— Wiem, mamo, ale przecież poszedłem na odwyk i spędziłem tam kilka miesięcy — bronił się słabym głosem, będąc na skraju płaczu. — Zacząłem chodzić na terapię, a to, że zapaliłem sobie jeszcze kilka razy jointa nie znaczy, że jestem złym człowiekiem. Przepraszam, przecież obiecałem, że się zmienię.
— Mówisz tak po każdym zażyciu narkotyków. Ja... Wątpię, że sobie poradzisz.
Zabolało, ale miała w stu procentach rację.
— Myślisz, że jestem słaby — stwierdził cicho, na co kobieta westchnęła.
— Nie słaby, tylko uzależniony i za cholerę nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Jeśli faktycznie żałujesz tego, co zrobiłeś, to nie pal nawet tych głupich jointów. W ten sposób nigdy nie wyjdziesz z tego gówna. Myślisz, że alkoholicy mogą pozwolić sobie wypić jeden kieliszek? Albo osoba paląca może sobie pozwalać na jednego papierosa? To uzależnienie, więc powinieneś w stu procentach wyeliminować narkotyki ze swojego życia, jeśli chcesz pokazać wszystkim, że faktycznie żałujesz i nie masz gdzieś swojego życia.
CZYTASZ
Don't judge a book by its cover | larry
FanfictionLouis Tomlinson był typowym bad boyem - w każdy weekend widziany był na alkoholowo - narkotykowych imprezach palącego papierosa. Przeklinał, obrażał innych, miał najgorsze oceny i ścigał się na motorach. Podczas szkolnej nocy filmowej poznaje Harry'...