tw: ed.
CH08. You can't see my heart.
Minęła minuta odkąd Louis wrócił do domu, a on już miał ochotę z niego wyjść.
— Kurwa mać, Louis! — krzyknęła Jay, wbiegając ze ścierką w dłoni na przedpokój. Szatyn spojrzał na nią ze swoim narkotykowym znudzeniem i westchnął cicho. — Znowu się schlałeś, prawda?! Pokaż mi oczy, bo...
— Jezu, uspokój się — mruknął i strzepnął buty ze swoich stóp. Zignorował mamę, która wpatrywała się w niego czerwona na twarzy niczym wiśnia.
— Nie uspokoję się, Louis. To trzeci raz w tym w tygodniu, czy mógłbyś ograniczyć te cholerne imprezy? Jestem w stanie zaakceptować te paskudne tatuaże, jazdę na motorze i słabe oceny, ale ogranicz używki. To już nie jest zabawne, szczególnie że prowadzisz pod wpływem. Naprawdę tak bardzo nie szanujesz siebie, swojego zdrowia i nas wszystkich?
Nie odpowiedział. Poszedł do łazienki, uprzednio nawet nie zamykając dni, ponieważ wiedział, że mama i tak je otworzy, po czym ściągnął koszulkę. Był zmęczony, w końcu była północ, a poprzedniego wstał o czwartej trzydzieści, gdyż nie mógł później zasnąć. Pragnął jedynie położyć się do łóżka i przespać całą dobę.
— Czy ty siebie widzisz?! — Jay zacisnęła mocno palce na ścierce, wpatrując się w ciało swojego syna. — Właśnie po tym poznaję, że ćpasz. Z każdą kolejną dawką jesz coraz mniej, bo nie masz apetytu i zdradzę ci sekret, długo w ten sposób nie pociągniesz. Zaraz nic z ciebie nie zostanie, stracisz te wszystkie mięśnie, na których od zawsze ci tak bardzo zależało, przestaniesz się sobie podobać i znienawidzisz siebie jeszcze bardziej.
Louis przewrócił oczami, a następnie schylił się, by opłukać twarz zimną wodą. Kręciło mu się w głowie, chciało mu się wymiotować i wszystko widział podwójnie. Dodatkowo na ekranie jego telefonu widniała nieodczytana wiadomość od Harry'ego wysłana po dwudziestej, kiedy chłopak wyszedł spod prysznica i już się położył. Louis miał wyrzuty sumienia, ponieważ zaledwie trzy dni temu obiecał mu, że ograniczy, a teraz był pod wpływem kokainy i alkoholu.
Ale naprawdę ograniczy. Po prostu presja społeczeństwa była zbyt duża, by nie spróbował chociaż odrobiny. Potrzebował się rozluźnić po raz trzeci w tym tygodniu. Wiedział, że zawsze mógł pójść do Harry'ego lub zaprosić go do siebie na nocowanie, żeby spędzić czas w bardzo domowy i przytulny sposób, ale jeśli miał być szczery, to zdecydowanie wolał pójść na imprezę. Obiecał sobie jedynie, że ograniczy je do dwóch w tygodniu, by pozostałe wieczory spędzić z brunetem. To było uczciwe.
— Zapomniałeś może, że masz rodzinę? Nie zmuszam cię do zajmowania się młodszymi siostrami, ale mógłbyś chociaż raz w tygodniu się z nimi pobawić. Lottie i Fizzy są już starsze, więc możesz z nimi porozmawiać na poważniejsze tematy niż kolor włosów lalek — kontynuowała, przyglądając się, jak Louis zmywał kredkę z dolnej powieki. — Tak bardzo za tobą tęsknimy... Naprawdę imprezy są ważniejsze?
— Mamo, naprawdę musisz mi truć? — odpowiedział pytaniem na pytanie. Z każdą chwilą czuł coraz bardziej kręciło mu się w głowie. — Mam osiemnaście lat, muszę się wybawić.
— Ale dlaczego takim kosztem? Możesz się bawić, ale nie każdego dnia z szemranym towarzystwem i biorąc narkotyki!
— Tak właściwie to nie spędzam czasu tylko na imprezach. Poznałem kogoś.
Te słowa zdecydowanie pomogły mu uspokoić sytuację. Jay zastygła w miejscu, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
— Kim ona jest?
CZYTASZ
Don't judge a book by its cover | larry
FanfictionLouis Tomlinson był typowym bad boyem - w każdy weekend widziany był na alkoholowo - narkotykowych imprezach palącego papierosa. Przeklinał, obrażał innych, miał najgorsze oceny i ścigał się na motorach. Podczas szkolnej nocy filmowej poznaje Harry'...