CH11.If it's true then I'm perfect.
Louis nie miał pojęcia, jak to się stało, że Harry wylądował u niego w domu, ale wiedział, że pierwszy raz od prawie trzech lat postąpił właściwie. Nigdy nikogo do siebie nie wpuścił, gdyż jego rodzicielka, podobnie jak siostry nie miały żadnego wstydu. Zagadywały jego gości, wchodziły im do pokoju i czasami nawet spędzały z nimi wspólnie czas, mimo że Louis jasno mówił, by dały im spokój. W tak dużym domu jednak nie istniało coś takiego jak prywatność, więc niestety jego prośby nigdy nie zostały wysłuchane, dlatego zdecydował się nigdy nikogo do siebie nie zapraszać.
Było środowe, bardzo ciepłe popołudnie. Przeglądał telefon, leżąc na łóżku, kiedy otrzymał od Harry'ego wiadomość, że jest zaledwie kilometr od jego domu, ale nie ma siły dalej iść. Louis zadzwonił do niego z mocno bijącym sercem, by upewnić się, że nie potrzebował karetki, jednak brunet odpisał mu z wieloma błędami, żeby po prostu podjechał. Szatyn naprawdę rzadko spełniał czyjeś prośby, ale to był Harry — bardzo smutny i zmęczony Harry — więc nie wahał się ani przez sekundę. Wybiegł ze swojego pokoju, włożył buty i krzyknął, że zaraz wróci, mimo jawnego sprzeciwu mamy.
Dojazd motorem i odnalezienie Harry'ego było bardzo łatwe. Brunet siedział na ławce przy przystanku skulony, drżąc mocno. Głowę schował między nogami, a kolana objął szczupłymi ramionami. Wcześniej widział, jak Harry płakał, ale przeważnie było mu smutno z bardzo błahych powodów i łatwo go było uspokoić.
Tym razem Louis nie miał pojęcia, za co się zabrać, szczególnie, że nie wiedział co doprowadziło go do takiego stanu. Kucnął przed nim i owinął dłoń wokół jego łydki, by dać mu znać, że już przy nim jest, ale chłopak nie zareagował. Zaszlochał jeszcze głośniej i mocniej docisnął nogi do klatki piersiowej.
Jeśli Tomlinson miał być szczery, to nigdy nie widział, by ktokolwiek płakał tak bardzo i opadł z sił tak, że Louis mógł go bez problemu podnieść, ponieważ jego ciało było bezwładne. Usiadł więc obok niego, oparł jedną nogę o ławkę i przytulił Harry'ego do swojej klatki piersiowej tak, że chłopak prawie leżał między nogami. Położył dłoń na brązowych włosach i pogłaskał je delikatnie.
— Co się stało? — zapytał cicho, przejeżdżając palcami wzdłuż ramienia. Odpowiedział mu kolejny szloch. — Coś cię boli?
Harry puścił swoje kolana i w całości rozluźnił się w ramionach Louisa. Twarzą przywarł do klatki piersiowej, próbując wsłuchać się w bicie jego serca, jednak przez swój głośny płacz i drżące mięśnie nie był w stanie stabilnie przytulić policzek do ciepłego ciała.
Był taki mały w jego ramionach.
— J-już mam dość — jęknął zmęczonym głosem. Louis odchylił się, by spojrzeć na jego twarz i kiedy zauważył, że wciąż znajdowało się na nich wiele łez, otarł je jednym palcem. — Mama mnie nienawidzi i tata też. Dobrze, że cię mam, Punku, bo chyba bym nie wytrzymał. Przepraszam, że jestem taki żałosny i się do ciebie kleję, i nie daję ci spokoju, i ciągle cię męcze swoją obecnością, i jestem taki dziecinny, ale ja już nie wiem. Odkąd skończyłem dziewięć lat nie miałem kontaktu z ludźmi poza rodzicami, egzaminatorami i sprzedawcami w osiedlowym sklepie, więc nie mam pojęcia, jak się zachowywać przy rówieśnikach. I przepraszam, że nie pasuję do twojego świata, ale to okej, chciałbym się z tobą spotykać chociaż na kilka minut dziennie. Pewnie zabrzmię, jakbym próbował wywołać u ciebie litość, ale ja naprawdę nie mam nikogo — opowiadał chaotycznie, jednocześnie czkając co drugie słowo.
Louis słuchał go uważnie, chociaż przez to, że Harry płakał, ledwo rozumiał jego słowa. Przesuwał dłonią po jego plecach, chcąc go uspokoić, jednak to wcale nie pomogło. Chłopak wciąż drżał i nie otworzył swoich oczu.
CZYTASZ
Don't judge a book by its cover | larry
FanficLouis Tomlinson był typowym bad boyem - w każdy weekend widziany był na alkoholowo - narkotykowych imprezach palącego papierosa. Przeklinał, obrażał innych, miał najgorsze oceny i ścigał się na motorach. Podczas szkolnej nocy filmowej poznaje Harry'...