7

141 25 108
                                    


Piraci

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Piraci.

Obracała to słowo w głowie, próbując zrozumieć, kiedy ostatni raz je słyszała. A przecież słyszała je nad wyraz często, w końcu mieszkała w mieście portowym. Nie potrafiła go jednak z niczym skojarzyć, dopóki nie przypomniała sobie rozgoryczenia w głosie tych, którzy je wymawiali.

Bandyci, zabójcy grasujący po morzu.

Lecz nawet gdy zrozumiała jakie niebezpieczeństwo na nią czyha, nadal stała na górze, wiatr rozwiewał jej włosy i oziębiał skórę. Ludzie za jej plecami nie byli tacy spokojni. Rozbolała ją głowa od ich podniesionych krzyków. Zerknęła na nich przez ramię. Pytali, gdzie są szalupy, i czy można już zawracać. Zastanawiali się głośno, czy im uciekną albo czy ich oszczędzą. Eutheemia nigdy nie była na morzu, ale wiedziała, że raczej się tak nie stanie. Zacisnęła palce na burcie, próbując odciąć od siebie chaos jaki zapanował na pokładzie. Marynarze uspokajali krzyczące kobiety i rozgniewanych mężczyzn, zamiast zajmować się swoimi obowiązkami, a kapitan z pewnością był rozproszony tym zamieszaniem.

W Eutheemii aż się zagotowało.

Odwróciła się na pięcie i przeszła dwa metry w głąb pokładu, w stronę kobiety, która najbardziej rozpaczała.

— Cisza! — wrzasnęła. W pewien sposób jej wysoki głos przebił się przez ciżbę lepiej niż niskie głosy marynarzy i bardziej na nią podziałał. Kilka osób wkoło niej również zwróciło na nią uwagę. Eutheemia chwyciła tę histeryczkę za ramię. — Wracaj do swojej kajuty, w tej chwili — warknęła do wystraszonej kobiety i popchnęła ją w stronę schodów. Mężczyznę, który napatoczył się na drogę również poprowadziła tam jednym ruchem. Eutheemia zerknęła na dwóch nieporadnych marynarzy, którzy stracili mnóstwo czasu wykłócając się z pasażerami. — A wam co, mowę odjęło? — spytała podenerwowana, wydymając usta. Pokręciła głową i odwróciła się, by zejść pod pokład. Z niemałą satysfakcją zauważyła, że marynarze, nierobiący do tej pory nic pożytecznego, nareszcie zaczęli siłą sprowadzać ludzi pod pokład.

Dziewczyna zastanawiała się, czy to tylko na statkach pasażerskich pracowali tacy idioci.

Eutheemia szybko pokonała drogę do swojej kajuty. Nie wiedziała, jaki plan miał kapitan na uratowanie ich, ani jaką szansę powodzenia on miał, ale wiedziała za to, że nic z tym nie zrobi. Nie chciała co prawda umierać na morzu — w ogóle nie chciała umierać — lecz na chwilę obecną nie mogła nic z tym zrobić. Zamierzała jednak walczyć, gdyby trzeba było, więc naszykowała sobie skradziony w Edgerrze nóż. Rozejrzała się po pomieszczeniu i w sekundę dopadła do kufra, w którym trzymała swoje suknie oraz obuwie. Korzystając z ostatnich chwil pozornego bezpieczeństwa przebrała się w najlżejsze ubranie jakie miała, aby nie przeszkodziło jej to w bieganiu, a pantofelki zmieniła na wiązane nad kostką buty. W końcu odetchnęła i położyła się na łóżku.

Obsesja Złotego KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz