Bezwiednie podniosła kapelusz, licząc, że to tylko umysł płata jej figle. Jednak nawet kiedy to zrobiła, on nadal tam był – prawdziwy i namacalny. I bezsprzecznie należący do Iverona.
Iveron.
Twarz tego mężczyzny zatarła się w jej umyśle, niczym dawno niesłyszana piosenka, podobnie jak twarz Urthena. Teraz jednak wspomnienia napłynęły na nią z siłą kilkumetrowej fali i zalały ją przerażeniem. A raczej chłodnym, kłującym uczuciem kojarzącym się jej z latami niewoli i momentem ucieczki. Jakaś krucha ściana, którą dziewczyna zdołała zbudować przez ostatnie trzy miesiące, żyjąc w monotonii i spokoju, runęła. Powróciła adrenalina, która nią kierowała, oraz niepewność, jakiś dreszcz emocji.
I podobało jej się to.
Pomimo strachu, który ją ogarnął, poczuła coś, czego jej brakowało.
Lecz, mimo to, i tak nie wiedziała, czego Iveron od niej chciał. Bo była tego pewna – kapelusz ten bezsprzecznie do niego należał. Widziała go wystarczająco długo, aby nie mieć teraz absolutnie żadnych wątpliwości.
Wypuściła wolno powietrze z płuc.
Wiedziała, że go zostawiła. Wystawiła go tuż przed spotkaniem z jego ojcem, podczas gdy on chciał jej tylko pomóc. Dzięki niemu mogła mieć zdecydowanie lepszy start w tym pełnym piasku i żaru królestwie.
Ale czy Iveron nie mówił przypadkiem, że wybiera się na wyspy Shaelavaru? Czemu miałby zostać tutaj, w Paerletanie, skoro to nie on był celem jego podróży?
Minęło kilka uderzeń serca, a ona stała tak, wpatrując się w owo nakrycie głowy i obracając w głowie wszelakie możliwości. Kurz wirował dokoła niej w świetle zachodzącego już słońca i osadzał się leniwie na jasnych falach jej włosów. Od kamiennych ścian bił chłód, ale w pomieszczeniu panował zaduch, nawet mimo otwartego wąskiego okna.
Eutheemia pokręciła głową, decydując ostatecznie, iż może to być zwyczajny przypadek. Nie chciała bowiem popadać w paranoję – uznała zatem, że zakryje po prostu twarz i włosy chustą, na wszelki wypadek.
Usiadła więc na swoim materacu, szykując sobie wcześniej parę sandałów do naprawienia.
Rozpaliła świecę.
Czekała.
⋇⊶⊰❣⊱⊷⋇
Musiała przysnąć, ponieważ kiedy dzwoneczki zawiadomiły ją o przybyciu klienta, Eutheemia czuła się bardzo zdezorientowana. Natychmiast wstała, szukając naprędce swojej chusty, którą sprawnie owinęła wokół głowy. Serce podeszło jej do gardła, a żołądek ścisnął się w supeł. Jakaś jej część chciała namówić ją, aby została tam, gdzie stała i udawała po prostu, że sklep jest pusty.
CZYTASZ
Obsesja Złotego Królestwa
FantasyW sercu Eutheemii od zawsze kwitła nienawiść. Nienawiść do mężczyzny, który ją zniewolił, jak i do tego, który kilka lat temu rozpętał burzę na kontynencie. Nienawiść do ludzi, będących okazem głupoty i zaprzedania. Zamknięta pod fasadą różanej rezy...