17

73 13 55
                                    


Gdy Eutheemia miała jakieś siedem lat i jeszcze łudziła się, że rodzice kiedyś po nią wrócą, zobaczyła coś, czego zobaczyć nie powinna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy Eutheemia miała jakieś siedem lat i jeszcze łudziła się, że rodzice kiedyś po nią wrócą, zobaczyła coś, czego zobaczyć nie powinna. Zbyt wielka nadzieja zrodziła się w jej sercu, kiedy dziewczynka któregoś razu spotkała kobietę podobną do swojej matki. Tak jej się przynajmniej wtedy zdawało, bowiem prawda była taka, że nie pamiętała jej twarzy. W każdym razie, nieznajoma ta zdawała się stanowić zarazem ratunek jak i ucieczkę od zimnej, zatłoczonej piwnicy. Opowiadała ona Urthenowi o cudownym wydarzeniu, którego doświadczyła przebywając w złotym królestwie – o festynie tak hucznym, że żadne obchody na kontynencie nie mogły mu się równać. Mówiła wtedy, że jeśli ktokolwiek tam zawitał choć raz, żadne inne przyjęcie już mu się nie spodoba, gdyż każde następne będzie porównywać do minionego wydarzenia.

Być może to dlatego młoda Eutheemia marzyła o ucieczce do tego miejsca. Zapewne był to też powód dla jej ślepej radości i wiary w to, że Paerletan przyniesie jej wszystko, czego dotąd nie miała. Miłość. Pieniądze. Wolność. Przede wszystkim wolność.

Kiedy jednak już się tutaj znalazła, zapomniała zupełnie o tym, co stanowiło drugą niezdrową obsesję Paerletańczyków, zaraz po absurdalnej obawie przed Ptakami. Zapomniała o tym wszystkim, ponieważ dobrze wiedziała, że nic nie jest takie jak widzą to inni. Najlepszym i najtrafniejszym przykładem tego był Paerletan, który wcale nie był złotym królestwem. Nie przyniósł jej bogactwa, a złoto nie było widoczne nigdy, kiedy ktoś akurat nim nie płacił.

A mimo to tam płynęła. Nie jako gość, a jako zabójczyni. Jako mąciciel.

Znów wkraczała na scenę, choć ta nie miała gościć banalnego spektaklu, do którego dziewczyna mogła przygotować się w dwa dni. Zostali tam wysłani z konkretną misją – wybić całą Gwardię Pałacową i szpiegów. Nie dać się złapać. Nie dać się zabić. I uczestniczyć w obchodach.

Krótko mówiąc, mieli stworzyć zamieszanie. Przykrywkę dla czegoś większego i bardziej niebezpiecznego.

Chwytała każde zdanie przekazane jej przez samego mistrza i wspominała je nawet teraz, leżąc na niewygodnej koi i wsłuchując się w spokojny oddech Iverona. Ragaria nie spała. Jej czarne oczy utkwione były w bulaju, którego raz za razem zalewały fale. Wyglądała jak czujny drapieżnik.

Dziewczyny ignorowały swoją obecność. Nie z braku z sympatii, a dlatego, że w ten sposób było wygodniej. Tak przynajmniej zdawało się Eutheemii.

Morze kołysało nużąco statkiem, ale dziewczyna nie potrafiła zmrużyć oka. Wciąż wyraźnie widziała mistrza zakonu przedstawiającego jej szczegóły całego tego przedsięwzięcia. W jej żołądku usytuował się też supeł, który nie odpuszczał, nieważne ile razy nabrała głęboko powietrza.

Pod palcami nadal czuła szorstkość trzymanego niedawno pergaminu. Szpon wręczył go jej z poleceniem, aby spaliła go w lampie, kiedy tylko odczyta zawartość. Miała o tym nie mówić. Nikt miał o tym nie mówić, choć każdy otrzymał swoje zadanie. Z inną nagrodą, ale też innym wymogiem do otrzymania tej nagrody.

Obsesja Złotego KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz