Było coś ekscytującego w aresztowaniu podczas Nocy Trzydziestu. Eutheemia traktowała to nie jako zagrożenie, a szansę, bowiem podejrzewała, że nie zostaną na nich nałożone żadne konsekwencje za wymknięcie się za mury. Tylko za to, ponieważ przecież zabójstwa tamtego Gwardzisty nie mogli im udowodnić. Kiedy już ich przeszukano i nie znaleziono niczego, mogącego wskazać na to, że są jakkolwiek sposób zamieszani w morderstwo, a przynajmniej nie w sposób bezpośredni, postanowiono ich przesłuchać. Na to jednak skrytobójcy musieli poczekać w towarzystwie wściekłego strażnika, bowiem okazało się, że o ich losie zadecyduje sam Nassim Siendrar – prawa ręka króla.
Siedzieli tak może godzinę, wsłuchując się w wygrywaną za murami skoczną melodię, gdy wtem między jednym oddechem a drugim, wybrzmiał długi, agonalny wręcz krzyk, urwany raptownie głośnym uderzeniem o metal. Skrytobójcy popatrzyli po sobie, oniemieli w zdziwieniu. Chcieli jakoś to skomentować, lecz do ich uszu doleciał kolejny wrzask, zagłuszony jednak nadejściem Nassima.
Wkroczył do biura z dumą godną króla, nieudolnie odwracając ich uwagę od niedawnych wrzasków, zbyt mocno przypominających te, które przyszło im słyszeć podczas tortur. Eutheemia tylko raz brała udział w przesłuchaniu i ledwo dała radę patrzeć jak wyrywają więźniowi paznokcie. Tamten jednak krzyczał bardzo podobnie. To nie był ryk, wydawany w obliczu śmierci, tylko świadczący o tym, że ta upragniona śmierć nie nadejdzie jeszcze przez bardzo długi czas.
— Nie wstawajcie — powiedział Nassim, nim skrytobójcy zdążyli się podnieść. Obszedł ich krzesła, umieszczone przed biurkiem, dookoła, i zasiadł po drugiej stronie. — Zapewne zastanawiacie się czemu do tak błahej sprawy sprowadzono samego Nassima Siendrara. — Odchylił się na krześle, jakby tytułowano go co najmniej tytułem książęcym. — Otóż, w obchodach brałem udział wiele razy, a taka sytuacja jeszcze nam się nie zdarzyła. To niezmiernie ciekawe. — Eutheemia zauważyła, że Nassim zbyt mocno przeciąga literę r, nadając jej mocne brzmienie. — Zatem sam się zgłosiłem. Dzisiaj dopisuje mi szczęście. Najpierw udało nam się złapać jednego Ptaka, a teraz mogę was posłuchać. Czy to nie interesujące? — Postukał palcami o biurko, wybiwszy tym samym równy rytm. — Eutheemia Giarre i Rhyden Elar. Narzeczona Iverona Tullyra i jego przyjaciel. Niesamowite. — Skrytobójcy nie odezwali się ani słowem, kiedy na twarzy Nassima wykwitł nieprzyjemny uśmiech, a on sam obdarzył ich konspiracyjnym spojrzeniem. — Podchodzi to pod skandal, moi drodzy, ale przecież nie mnie to oceniać. Nie będę więc pytał, co robiliście poza balkonem, bo już to wiem od moich sług. O śmierci naszego Gwardzisty również słyszałem. Naprawdę podczas waszej schadzki nic nie zauważyliście?
Rhyden odchrząknął.
— Nie, dlatego sami się przeraziliśmy, kiedy nas tam nakryto. Proszę mi wierzyć, nie wybralibyśmy podobnego miejsca na spotkanie, gdybyśmy o tym wiedzieli. — Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
— Więc nie dostrzegliście? — ponowił w jemu tylko znanym celu.
— Byliśmy zbyt zajęci sobą — dodała, chcąc może go onieśmielić, jednak wtedy spojrzenie jego zielonych oczu padło prosto na nią z ogromną intensywnością. Nastała pełna napięcia cisza, podczas której policzki Eutheemii zdążyły nabrać odcień szkarłatu. Dziękowała w duchu losowi, że żadne świece nie były zapalone.
CZYTASZ
Obsesja Złotego Królestwa
FantasyW sercu Eutheemii od zawsze kwitła nienawiść. Nienawiść do mężczyzny, który ją zniewolił, jak i do tego, który kilka lat temu rozpętał burzę na kontynencie. Nienawiść do ludzi, będących okazem głupoty i zaprzedania. Zamknięta pod fasadą różanej rezy...