Część 2

653 51 8
                                    


Kiedy Hermiona dociera do jeziora, Malfoy już na nią czeka.

- Jeszcze więcej wybuchających kotłów? -  pyta kobieta.

- Głombów — odpowiada mężczyzna. Oboje się uśmiechają.

- Czy czytałeś dzisiaj Proroka?

- To szmatławiec.

- Wizengamot rozważa wprowadzenie prawa małżeńskiego.

– Dranie – stwierdza krótko Daco. - Mówią o tym od miesięcy. Nic z tego nie wyjdzie.

– Prawdopodobnie – wolno odpowiada Hermiona. - Ale jeśli to zrobią...

— Pobierzemy się — kwituje krótko Malfoy.

Wiedźma śmieje się gorzko. – Jakby twój biedny ojciec nie dość już przeszedł... Jeszcze synowa szlama.

– Nie rób tego. Kurwa, Granger, nie. Nigdy więcej. Wiesz, że ja...

- Wiem. Przykro mi. – Hermiona mówi do niego miękko. - Nie zasłużyłeś na to.

- Właściwie, prawdopodobnie tak – odrzekł Draco zwieszając głowę.

– Cztery lata temu tak. Ale już nie. Wybaczyłam ci dawno temu. Wiesz to dobrze, prawda? – kobieta rzuca pytanie, na które i tak nie wymaga odpowiedzi.

- Wiem – pada z ust mężczyzny z westchnięciem.

- I naprawdę cię kocham – kontynuuje wiedźma. -  Po prostu nie jestem w tobie zakochana, tak samo jak ty nie jesteś zakochany we mnie.

Mężczyzna spogląda na jezioro.

– I szczerze, Malfoy, dziewczyna nie chce, żeby jej mąż był ładniejszy niż ona.

- Granger...

- Ja po prostu... nie chcę być hodowana jak bydło, wiesz?

– Wiem – mówi, chwytając ją za rękę i ciągnąc, by usiadła obok niego, opierając się o drzewo. Przez chwilę milczą, oboje patrząc na mieniącą się taflę wody.

– Nie powinienem pytać... – mówi po chwili.

- Rodzice chcą, żebyś przyszedł jutro?

- Tak.

- Pójdę.

- Nie musisz.

- Wiem, że nie - wie też, że on sam tego nie zniesie. — W porządku, Malfoy. Za każdym razem, gdy idę, jest trochę łatwiej.

Za każdym razem panika ustępuje nieco bardziej, a ból psychosomatyczny w jej ramieniu jest nieco mniejszy.

- A herbata i ciasta są dobre.

– Ponieważ... skrzaty.

Kobieta pokazuje mu wymownie środkowy palec.

- I mogę korzystać z biblioteki. Ostatnio przywiozłam ze sobą tyle książek, że prawie złamały niewykrywalny urok rozciągający moją torbę. Muszę je zwrócić.

– Ojciec nie wezwie aurorów, jeśli zatrzymasz je jeszcze tydzień – Draco wzdycha. – Z drugiej strony, wątpię, by przybyli aurorzy, nawet gdyby ich wezwał.

Ponieważ był śmierciożercą - żadne z nich tego nie mówi.

#

Następnego dnia Malfoy prowadzi Hermionę do holu w Dworze. W rzeczywistości mają cały pokój, którego jedynym celem jest aportowanie się ludzi. Typowy konsumpcjonizm.

Skrzat zabiera ich płaszcze i rękawiczki, gdy Narcyza przychodzi ich powitać. — Cześć, kochanie — mówi, całując Draco w policzek. - Profesor Granger, tak się cieszę, że mogłaś przyjść.

– Dziękuję, pani Malfoy – odpowiada Hermiona, jak zwykle czując się źle. Jej strój zawsze wygląda szykownie przed lustrem w jej sypialni lecz nigdy nie wygląda tak dobrze, gdy tu dociera, wśród całego piękna, elegancji i... blondu.

– Czy to Severus? - pyta Lucjusz, idąc za Narcyzą do foyer. Kiedyś gwałcił i torturował oraz prowadził imperium biznesowe. Teraz podąża za Narcyzą po pustym domu jak duży blond, lekko zdezorientowany szczeniak.

— Nie, kochanie, to Draco i profesor Granger — wyjaśnia Narcyza.

– Witaj, profesor Granger – mówi Lucjusz, posyłając coś, co wygląda na prawdziwy uśmiech, jakby była czystokrwistą damą, która zasługuje na jego uprzejmość.

To jeden z dobrych dni. W dobre dni Lucjusz nazywa ją profesor Granger, a czasami nawet rzuca „moja droga". W inne dni myśli, że jest Bellatrix. W złe dni nazywa ją szlamą Draco, mówiąc, że nie jest źle trzymać coś takiego na boku, ale przyprowadzanie jej do domu, cóż, w jego czasach po prostu tego nie robiono. Narcyza wygląda przepraszająco, kiedy to robi. To właśnie powstrzymuje ich przed przejściem od pani Malfoy i profesor Granger do Narcyzy i Hermiony.

- Severus nie był tu od dawna – narzeka Lucjusz.

Narcyza zakłada za ucho zabłąkany kosmyk włosów. – Wiem, kochanie.

- Może przyjdzie jutro?

- Być może.

Narcyza już dawno przestała mu mówić, że Severus nie przyjdzie jutro ani w żaden inny dzień. Bierze go za ramię i prowadzi do salonu, gdzie są ciasta czekoladowe, które uwielbia Hermiona, i cytrynowe, które były ulubieńcami Draco, odkąd był małym chłopcem.

Piją herbatę, a Narcyza prowadzi ich w uprzejmej pogawędce, jakby ona i Lucjusz nie byli w areszcie domowym tak długo, że samotność przyprawia go o mętlik. Cóż, samotność na szczycie zbyt wielu ataków Crucio.

Hermiona już nie czuje nienawiści do żadnego z nich. Narcyza jest zbyt łaskawa, a Lucjusz zbyt smutny. Mimo to myśl o nich jako o jej teściach... Jeśli przejdą przez prawo, wolałaby poślubić Malfoya niż kogokolwiek innego... Choć posiadanie teścia, który nazywał ją szlamą w złe dni, byłoby męczące.

Po ciastkach Hermiona udaje się do biblioteki, aby poszukać kolejnych książek na temat zaklęć pamięciowych. Przeczytała wszystko w bibliotece Hogwartu do ostatniego fragmentu. Przejrzała też kolekcję książek, którą Snape zostawił Malfoyowi w testamencie.

Trochę zajmie jej przebrnięcie przez kolekcję tu, w Manor, ale co innego może zrobić?

HGSS Czas przeszły niedoskonały (polski przekład)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz