Rozdział 20

397 20 0
                                    

Asher

Od razu po przekroczeniu sypialni zacząłem się rozbierać, kobieta również zaczęła to robić. Kiedy ona była już w samej bieliźnie, ja dopiero zacząłem ściągać spodnie. Kiedy w końcu byłem gotowy wkurzony przypomniałem sobie, że ostatnie pudełko prezerwatyw mam w gabinecie. Nie tracąc więcej czasu od razu tam poszłem. Jednak kiedy wróciłem Skyler już spała. Nigdy bym nie przypuszczał, że zakupy mogą zmęczyć kogoś do takiego stopnia. Co ja niby teraz mam zrobić? Jestem do granic pobudzony, natomiast osoba która mnie do tego stanu doprowadziła smacznie śpi. To jakieś żarty.

Nawet dźwięk mojej komórki jej nie obudził. Kobieta nawet nie drgnęła. Schyliłem się i wyciągnąłem go ze spodni. Odebrałem, jednak odezwałem się dopiero, gdy byłem na korytarzu.

- Brick to naprawdę zły moment.

- Sory szefie, ale mamy rozróbę. Kilka osób z Devils przyjechało i próbowało podpalić jeden z naszych warsztatów. Na szczęście ktoś ich powstrzymał. Teraz jednak leją się na środku drogi.

- Zaraz będę.

Rozłączyłem się i wróciłem do pokoju, zacząłem się ubierać, gdy byłem gotowy wyjąłem ze skrytki broń. Włożyłem go za pasek spodni. Przed wyjściem podeszłem do kobiety i przeczesałem jej włosy, które były równie miękki jak kilka minut temu.

- Jutro ci nie odpuszczę. - szepnąłem i wyszedłem.

Planowałem trzymać się od niej zdała, jednak teraz nie widzę takiej potrzeby. Skoro Skyler się mnie nie boi, to dlaczego miałbym próbować ją chronić przed samym sobą. Sytuacja z Accord już się nie powtórzy i jestem tego pewny.

Kometa będzie całkowicie należeć do mnie. Już nawet nie chodzi o to, że była Arona. Po prostu jest w niej coś takiego, że jednocześnie mam ochotę jej dać na tyłek za brak szacunku, z drugiej strony chce mieć ją tak blisko siebie jak się da.

Jeszcze nigdy nie spotkałem tak pewnej siebie kobiety, która na dodatek próbuje mnie zdominować. Już tyle razy mi rozkazywała, że nawet nie potrafię tego zliczyć. Każdy inny zostałby przez mnie ukarany aż by mu się odechciało. Choć jutro zamierzam jej pokazać, kto tutaj rządzi. Skoro chce trenować to będzie, ale będę jej przy tym cały czas towarzyszył. Sprawie, że nigdy nie będzie w stanie zasnąć ani uciec przed naszym zbliżeniem.

Z tą myślą pojechałem do miejsca, które podał mi Brian. Na miejscu byłem po kilku minutach i od razu widziałem spory tłum ludzi. Tylko, że Beston mówił o kilku osobach z gangu Devils tymczasem ja widzę co najmniej dwudziestu. Zaparkowałem obok nich z głośnym odgłosem silnika.

- Co tutaj się wyrabia? - zapytałem spokojny.

- Próbowali nas podpalić!

- Należało się wam!

- Cisza! - krzyknąłem i choć na moment zamilkli. Spojrzałem na ludzi z Devils. Nie wyglądali na wystraszonych, a bardziej na wkurzonych. A tak nie powinno być zważywszy na to w jakim są mieście. - Co robicie na naszym terenie?

- To co wy zrobiliście u nas. - stwierdził jeden, a reszta mu przytaknęła.

- Nie mam pojęcia o co wam chodzi.

- Przestań udawać idiotę.

- Nie waż się tak nazwać naszego szefa. - mężczyźni już mieli się na siebie rzucić, gdy już nieźle poirytowany dodałem.

- Nie udaje, za to ty chyba nim jesteś skoro, obrażasz mnie na moim terenie. Masz minutę, żeby wytłumaczyć mi co dokładnie się stało inaczej wszyscy tego pożałujecie.

- Spaliliście warsztat w którym byli ludzie. Wcześniej blokując wszystkie wyjścia, przez co zginęło czterech a trzech jest w ciężkim stanie.

Byłem zaskoczony tym wyznaniem. Spojrzałem na wściekłą kobietę, w której oczach była taka sama chęć zemsty jak u reszty.

- Nic nie zrobiliśmy. Możecie o nas mówić co chcecie, ale jesteśmy honorowi.

Kilka osób prychnęło.

- Koniec tego zabijmy ich szefie. - moi ludzie wyciągnęli broń, to samo zrobiły diabły. Przekląłem w myślach. Stałem pomiędzy dwoma wkurzony i grupami, którym wystarczyła mała iskra, by się pozabijali. Nie mogę do tego dopuścić. W końcu mamy ze sobą rozejm. Nawet nie chce myśleć co zrobi mi Dex, kiedy się o tym dowie. Już miałem coś powiedzieć, gdy przyjechał dobrze znany mi samochód. Nigdy bym nie pomyślał, że ucieszę się na jego widok.

- Co tu się wyprawia?! - krzyknął. On w porównaniu do mnie kompletnie nie ukrywał tego jak bardzo był wściekły. Kiedy skończył taksować wzrokiem swoich ludzi, spojrzał na mnie. A ja dopiero teraz zauważyłem kolor jego tęczówek. Wcześniej nie zauważyłem, że ma piwne oczy, które wydają mi się bardzo znajome. Tak samo czarne jak noc włosy.

- Wytłumaczysz mi co tu się odpierdala czy będziesz się tak gapił? - zapytał wkurzony, szybko się otrząsnąłem i jak zwykle beznamiętnie stwierdziłem.

- To ja powinienem zadać to pytanie. Dlaczego twoi ludzie grożą moim i oskarżają nas o coś z czym nie mamy nic wspólnego.

- Skąd mamy wiedzieć, że nie macie? - zapytał i podszedł do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Co za ironia losu, że jest ode mnie kilka centymetrów wyższy.

- Mamy umowę, a ja nie mam zamiaru jeszcze bardziej podpaść bossowi. Zresztą stanowczo wolę pokazywać wam, gdzie wasze miejsce podczas wyścigów.

Ten zacisnął mocniej zęby.

- Taki jesteś mądry. - stwierdził z kpiną. - Za dwa tygodnie jest Dark Race, a w nim nigdy nie wygraliście i nie wygracie. To my zwyciężymy i pokażemy wam, że jesteście dużo gorsi od nas. Nawet znalezienie najlepszego kierowcy w stanie wam nie pomoże. Jesteście skazani na porażkę.

- To się jeszcze okaże Devlins.

- Oczywiście Black. - przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, gdy powiedział do swoich ludzi. - Wracamy do siebie.

Ci na szczęście wykonali jego polecenie i już po chwili ich nie było. Co nie zmienia tego, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowany ,żeby zobaczyć jego minę gdy przegra. Na dodatek z byłą kochanką. Mam nadzieję, że krew go zaleje.

- Wszyscy wracać do siebie. Zrozumiano? - wszyscy potwierdzili i po chwili zostałem jedynie z braćmi Beston. - Od jutra na ulicach mają się pojawić patrole.

- Myślisz, że tu wrócą?

- Nie oni. - spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc co mam na myśli, dlatego wytłumaczyłem. - Nikt z naszych nie mógł tego zrobić, bo byśmy o tym wiedzieli. Wniosek jest więc oczywisty.

- Jaki?

- Ktoś chce nas sprowokować do otwartej wojny. Mamy się nawzajem pozabijać.

- Tylko kto mógł coś takiego zrobić. Przecież to bez sensu.

- Niekoniecznie. Okazuje się, że Dex ostrzegł nas na czas. Mówił o jakiejś organizacji, która za cel wybrała sobie pozbycie się najważniejszych ludzi w stanie.

- Nie powinni zaatakować gubernatorów albo.- przerwał gdy zobaczył mój poirytowany wyraz twarzy.

- Chodziło mi o najważniejszych osobach z półświatka. Przestań już zadawać pytania. Mam zamiar iść spać, resztę obgadamy jutro.

Mężczyzn miał na tyle oleju w głowie, żeby nie ciągnąć tego tematu. Dlatego wróciłem do domu. Kiedy byłem z powrotem dochodziła trzecia godzina. Resztkami sił zdążyłem jeszcze wziąć szybki prysznic. Od razu położyłem się na łóżku. Nawet nie spojrzałem na nadal śpiącą Sky. Jedyne co mnie obchodziło to sen i chęć zemsty na Aronie oraz pozbyciu się tych kretynów, którzy popełnili błąd zadzierając ze mną.

N.A.R.A

Nie Kontroluj Mnie #3 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz