Rozdział 9

412 23 5
                                    

Skyler

Wszyscy ruszyli, po kilku minutach byliśmy poza torem. Jechaliśmy prosto w stronę miasta. Właśnie tam większość kombinowała, jak wyprzedzić innych. Ja jednak nie miałam tego w planach, przynajmniej nie w mieście. Jak na mnie jechałam dosyć spokojnie i nawet zbytnio nie wysilałam się, żeby wyprzedzić innych. Zwłaszcza po tym, jak kilkoro wpadło w poślizg i uderzyło o słup lub inne rzeczy znajdujące się w mieście. Co ciekawe w ogóle nie było ludzi, być może Blacks o to zadbali, w końcu zabawa zabawą, ale nikt nie chce potrącić cywila. Nawet w takim obeznanym w wyścigach mieście, mogłoby być to problematyczne.

W końcu stało się to czego najbardziej się obawiałam. Jedne z pojazdów na przedzie wpadł w taki poślizg, że uderzył w inny, wszystko zadziałało, jak efekt domina. W ostatniej chwili zdążyłam skręcić w inną ulice. Doskonale wiedziałam, że nie zdążyłabym wyhamować, a nawet jeśli to byłaby to dla mnie ogromna strata czasu. Wkurzona jechałam na czuja.

Przeklinając siebie w myślach, że wcześniej nie  zwiedziłam miasta, byłam już pewna, że tego nie wygram. Jednak nigdy się nie poddaje i jadę do końca, choćby nie wiem co. Zwłaszcza, że nie zamierzam pozwolić Zackowi zwyciężyć.

Ku mojej uldze wyjechałam koło lasu, przez który biegła trasa prosto z powrotem na tor.

Na tyle ile byłam w stanie przyspieszyłam, choć na drodze było takie błoto, że ryzyko, iż w nim ugrzęznę jest naprawdę wysokie. Dlatego zjechałam bliżej w stronę drzew. Oby tylko żadna gałąź nie uszkodziła mi auta. Parsknęłam na widok, osoby, która próbowała wyciągnąć swój samochód z błota. Żaden z niego Pudzian, by samemu go wyciągnąć. Zresztą od razu widać, że nie jest typem strongmana.

Odetchnąłem  z ulgą, gdy w końcu wjechałam na asfalt. Teraz zostało mi tylko dojechać na tor i zrobić wokół niego pięć kółek. Oprócz mnie były tak jedynej trzy samochody, w tym dobrze znany mi fioletowe. Z całych sił próbowałam ich wyprzedzić, co na początku mi się udawało, przynajmniej mam taką nadzieję, bo nie wiem ile kółek zdążyli zrobić. Przy trzecim w końcu przypomniałam sobie, co takiego zapomniałam przed wysięgiem. Przecież miałam przegrać, tymczasem jestem w trakcie czwartego okrążenia i jestem druga. W momencie kiedy sobie to uświadomiłam nacisnęłam na hamulec, na szczęście pamiętając, że jest mokra nawierzchnia zrobiłam to delikatnie i pulsacyjnie. W ułamku sekundy wylądowałam na czwartym miejscu, a znienawidzona przeze mnie osoba wygrała. Skubany miał naprawdę dużo szczęście.

Gdy w końcu się zatrzymałam, ciężko dysząc, zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy i ze wszystkich sił próbowałam uspokoić szybko kołaczące się serce. Wzdrygnęłam się, gdy ktoś zapukał w szybę, którą od razu uchyliłam.

- Dzień dobry kometo, masz jechać za mną.

- Niby dlaczego?

- Rozkaz szefa.

- A ty to kto?

- Gdzie moje maniery. Mówią na mnie Axel. Może mnie nie pamiętać, ale spotkaliśmy się kilka dni temu, gdy wam przerwałem.

Od razu gdy to usłyszałam  poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec. Przytaknęłam mu jedynie i zamknęłam szybę. Jechałam za nim, jednocześnie zastanawiałam się, co takiego Asher może ode mnie chcieć? Przecież ma już swojego zwycięzcę.

W końcu do Dark Race może zgłosić jedynie jednego zawodnika z każdego klubu lub gangu. Nie miałam jednak ani ochoty ani siły, żeby się nad tym zastanowić. Zwłaszcza, że po paru minutach byłam na miejscu. Co ma być to będzie i nic co teraz zrobię, tego nie zmieni. Najwyżej będę improwizować, chociaż szczerze tego nienawidzę. Wolę, gdy wszystko mam dokładnie przemyślane. Przez co tym bardziej jestem zła na siebie, że nie zajęłam dalszego miejsca. Tylko czy w przypadku, gdy tylko kilka samochód dotarło do mety, mogłam dotrzeć później.

Nie Kontroluj Mnie #3 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz