-rozdział 16

1.2K 91 85
                                    





















Eddie's pov.

Wszyscy już byli na miejscu. Powoli przygotowywaliśmy wspólnie gałęzie na ognisko. Podzieliliśmy się na grupy, co ustalił Dustin. Oczywiście los chciał mnie zabić i moją grupą był Steve. Nalegałem Robin aby do nas dołączyła, bo Harrington zachowywał się jak idiota, ale ta się nie zgodziła i jeszcze bezczelnie puściła mi oczko gdy odbiegła w głąb lasu z Dustinem i Ericą.

– No to zajebiście.- Mruknąłem i popatrzyłem w stronę Lucasa, Eleven i Max którzy również odchodzili w swoje strony. Jęknąłem bezsilnie i spojrzałem w stronę Stevea który w porównaniu do mnie był wręcz zachwycony tym faktem. Miłość jest do dupy.

– Nie marudź księżniczko, idziemy.- Objął mnie ramieniem przyciągając mocno do siebie a ja zaciągnąłem się jego zapachem.

– Steve, ty jarałeś.- Zmarszczyłem brwi wdychając ponownie zapach chłopaka. Z daleka rozpoznam woń marihuany.

– No a nawet jeśli, to co? Ty też jarasz.- Wzruszył ramionami i roztrzepał mi włosy.

– No boli cię coś wiesz ile je tapirowałem! Poza tym nic do tego nie mam, tylko skąd ją masz?- Odsunąłem się od niego przyglądając mu się poważnie.

– A no ten tam koleżka Jonathana. Argyle czy jak mu tam.- Wywrócił oczami a ja westchnąłem ciężko.

– Już wiem czego z tobą nie robić.

– Oh skarbie, nie przesadzaj, wiem że mnie ubóstwiasz.- Przytulił mnie od tyłu dobierając się pocałunkami do mojej szyi. Ciche westchnięcie wydostało się z moich ust. Moja szyja jest zdecydowanie za bardzo wrażliwa na Harringtona.

– Steve zluzuj, mamy szukać patyków.- Mruknąłem odpychając go od siebie z trudem. Ten tylko burknął coś niezadowolony i zebrał z ziemi dwa marne patyczki.

– Patrz, mam już. Możemy kontynuować? Kocham twoją szyję.

– Na mózg ci padło, nie. Nie będe się z tobą w lesie obmacywać.

– A gdybyśmy byli gdzie indziej? Pozwoliłbyś?- Zapytał z nadzieją w głosie. On nawet nie ma pojęcia jak ciężko jest grać niedostępnego. Gdybym tylko mógł to rzuciłbym się na niego tu i teraz nie zwracając na nic uwagi, ale nie mogę być tak łatwy.

– Może tak może nie.- Puściłem mu oczko uśmiechając się po czym odwróciłem się i zacząłem szukać porządnych i nadających się na ognisko patyków.

– No Eddieeee, to chodźmy do twojej przyczepy.

– Chyba śnisz, mój wujek odpoczywa po pracy!

– Będziemy cicho, nic nie zauważy.- Wywróciłem oczami czując jak jego ręce znowu oplatają moją talię. Myślałem, że to ja jestem przylepny.

– Czy ty możesz przestać się tak do mnie lepić? Ja potrzebuje oddychać a ty mi w tym przeszkadzasz.

– Ja ci tlenu dostarczę, nie martw się.- Odwrócił mnie do siebie przodem po czym przyparł do drzewa za mną. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w jego oczy, co chwile potym przerwał całując mnie w usta. Z jednej strony chciałem go odepchnąć i wrócić do szukania badyli, ale z drugiej strony... to jest tak złe że aż cudowne. Postanowiłem jednak, że oddam się chwili i potem zrobię mu na złość udając niedostępnego. Zarzuciłem ręce na jego szyje oddając jego żarliwe pocałunki. To było naprawdę... magiczne. Czułem się jakby cały świat dookoła nas przestał istnieć. Byliśmy tylko my, drzewa i ptaki podśpiewując nam w tle. Z czasem jego pocałunki przeszły znów na moją szyję którą katował bez ustanku. Ja lekko głaskałem i drapałem jego kark przy tej czynności czując jak moje nogi uginają się pode mną robiąc się jak z waty. Czułem jak ponownie zostawia czerwone ślady co jakiś czas podgryzając moją skórę. Odchyliłem głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu, jednak wtedy czar prysł i usłyszałem głos w tle.

– Ej! Kochasie! Jak już musicie to nie publicznie!- Spojrzałem się w stronę dochodzącego dźwięku przy okazji odpychając od siebie Stevea. Ten ktoś kto krzyczał to Argyle, z stojącym obok siebie Jonathanem i Eleven. Moja twarz na pewno przybrała wtedy kolor buraka albo pomidora bo młoda się ze mnie śmiała.

– Nie jesteśmy w miejscu publicznym, jesteśmy z dala od ludzi, to wy się pałętacie nie wiadomo po co.

– Steve... mieliśmy szukać patyków.- Odezwała się dziewczyna z uśmiechem na ustach.

– Ja przynajmniej coś zebrałem.- Mruknąłem i schyliłem się do patyków które rzuciłem gdy Harrington się do mnie przyssał.

– Już się nie tłumaczcie idioci, będziemy udawać że nic nie widzieliśmy.- Zabrał głos Jonathan, który tak samo jak Steve był mocno najarany.

– Mam nadzieję, że nikt z was nie sprzedał tego jeszcze młodej.- Westchnąłem ciężko.

– Ale czego?- Zapytała mnie dziewczyna a ja odetchnąłem z ulgą. Stwierdziłem, że to idealny moment aby wybrnąć z sytuacji i złapałem Eleven za rękę.

– To wy fanatycy zioła się filozofujcie, a my pozbieramy patyki.

– Chcę ci przypomnieć Eddie, że ty też jarasz i kochasz zioło.

– Ale ja teraz jestem trzeźwy, nie to co wy.- Wywróciłem oczami i pociągnąłem dziewczynę za rękę odchodząc szybko dalej.

– Dziękuje, Eddie. Myślałam, że z nimi dłużej nie wytrzymam.

– Pf, ja to robię dla własnego dobra, a nie dla ciebie.

– Nie kochasz Stevea?

– Co?- Spojrzałem na nią zdziwiony.

– Nie mam temu nic przeciw, Eddie. Mój były chłopak ma chłopaka który jest tak jakby moją rodziną.- Wytłumaczyła a mnie przytkało.

– Ciekawą masz sytuację miłosną...- Zaśmiałem się i zbierałem dalej patyki.

– Wiesz, jeśli kogoś kochasz to zazwyczaj chcesz spędzać czas z tą osobą jak najwięcej. Prawda?

– Wiesz, kocham Stevea, to fakt, ale jest dupkiem i nie zachował się odpowiednio, więc nie koniecznie mi się uśmiecha teraz lgnąć do niego jak ćma do światła.- Westchnąłem a ona przytaknęła.

– Rozumiem... chyba.

– To super, a teraz zbieraj badyle, musimy wygrać ten konkurs.- Powiedziałem a El się cicho zaśmiała i dołączyła do zbierania patyków.



















Bro Eddie i Nastka beda besties i nic mi nikt nie zrobi lmao wypad z baru. nie sprawdzałam rozdziały wiec za wszelkie błędy przepraszam 🫶. DZIEKUJE STANDARDOWO ZA GŁOSY KOMENTARZE I WYŚWIETLENIA KOCHAM WAS LMAOOOOOO i dozobaczenia w nastepnym rozdziale babes! buzi!
29.06.22

to be with you || steddie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz