Poranek był podobny. Cieszyli się swoją obecnością, chwilą spokoju, czasem tylko dla siebie. Cieszyli się wspólnym śniadaniem, słodką kawą i śniegiem sypiącym za oknem. Siedzieli razem przy stole, przed nimi leżał stos stygnących już gofrów, konfitura ze śliwek zgarnięta z jednej z szafek i świeżo pokrojone owoce, które przywieźli ze sobą. Trochę dalej stał wazon, który ponoć przetrwał w pożarze, a w nim pełno było ususzonych, wiosennych kwiatów.
Marcel poczuł się tu naprawdę dobrze, kiedy Kacper tak miło wspominał to miejsce. Miejsce, w którym, jakby nie patrzeć, mógł kiedyś zginąć. A jednak siedział tu i śmiał się, jedząc gofry. Odkąd był z Marcelem jego stosunek do słodyczy uległ delikatnej zmianie. I mimo że wciąż nie był takim łasuchem, właściwie dalej było mu do niego daleko, to czasami ulegał pokusie i, tak jak teraz, jadł słodkości wspólnie z Marcelem.
Może właśnie dlatego to robił. W końcu wspólnie z Marcelem miał zamiar również pójść na studia. Wspólnie z nim był.
– Czemu się tak uśmiechasz? – Usłyszał obok i roztargniony zerknął w niebieskie oczy.
– Bez przyczyny – odparł, chwytając chłopaka za rękę. Wsunął palce między jego palce i siedział tak przez chwilę, patrząc na splecione dłonie. – Czy na początku... Kiedy jeszcze nawet nie mogłem na ciebie patrzeć, chociażby przeszło ci przez myśl, że to – uścisnął mocniej jego dłoń – mogło się tak skończyć? – zapytał, wbijając w chłopaka uważne spojrzenie.
Kacper zamilkł na chwilę. Zamyślił się.
– Nie miałem pojęcia – odpowiedział, kręcąc przy tym nieznacznie głową. – Wiedziałem tylko, że muszę spróbować. A kiedy ty spędzałeś czas z Marcinem... – Marcel zaczerwienił się. Było mu wstyd. – Wtedy znowu czułem wściekłość i żal, i wściekałem się na niego, na ciebie zresztą też, nie wiedząc, co mam robić. Myślałem, że to już za mną. Myliłem się. – Uśmiechnął się do niego kącikami ust. – Skąd ci to teraz przyszło do głowy?
– A tak tylko... – Wzruszył ramionami. – Pomyślałem, że straciłbym coś ważnego, gdybyś wtedy odpuścił i nawet nie miałbym o tym pojęcia. – Ponownie go uścisnął, przysuwając się bliżej. Spojrzał mu w oczy, mimo że był czerwony niczym jabłuszko. Nie wstydził się jednak. Nie miał do tego żadnych powodów.
Kacper wolną dłoń uniósł do jego twarzy. W jego niebieskich oczach odbijały się radosne, ciepłe błyski, a usta rozciągnęły się w pięknym uśmiechu.
Marcel rzadko zwierzał się ze swoich uczuć. Właściwie był to pierwszy raz, kiedy tak otwarcie powiedział mu, co myśli i czuje. Na inne słowa wciąż nie miał odwagi, ale być może niedługo się to zmieni. Teraz jednak nie był gotowy.
– Nie miałem zamiaru odpuszczać. Chociaż gdybym mógł cofnąć się do tamtego czasu, kilka spraw na pewno załatwiłbym inaczej.
– Tak?
– Dałbym nam więcej czasu. Nie zmuszałbym cię do niczego. I nie szantażowałbym – skrzywił się, a Marcel roześmiał się skrępowany.
– Chyba wiem, o czym mówisz – szepnął, wtulając policzek w dłoń kochanka. – Na szczęście nie rzuciłem się z balkonu.
– Byłoby szkoda.
– Mhm. Bardzo. – Wyszczerzył się, po czym wychylił się i pocałował Kacpra prosto w usta. Potem jednak, zauważając, że gofry stygną coraz bardziej skradł kolejnego i wziął potężnego gryza. – Jedz, a nie się rozczulasz. – Przewrócił oczami, mimo że to raczej on był tym, który się rozczulał.
Kacper musiał być tego świadom, bo westchnął jedynie ciężko. No i sięgnął po kolejnego gofra, na szczęście nie komentując. Wiedział, że przydadzą im się siły na później, gdyż zaplanował im intensywny i bogaty w aktywności dzień. Miał wiele do pokazania Marcelowi.

CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
RomanceW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...