Rozdział 14

2.9K 240 93
                                    

Jak się okazało na drugi dzień, Kacper posiedział z Ewą jeszcze przez jakiś czas, nim zadzwoniła po niego potrzebująca grupa, a on opuścił ich mieszkanie. Mama, o zgrozo, nie była chętna, żeby się wygadać, o czym rozmawiała z Wawrzyńskim. Nie wydawała się już aż taka zła, ale mimo tego Marcel i tak chodził przy niej na paluszkach.

Cóż, chodził to za dużo powiedziane, bo odkąd tylko się obudził, nie opuścił łóżka na dłużej niż kilka minut. Ewa siedziała przy nim wytrwale cały poranek, wypytując się o tę całą jego miłość i czy to ona była odpowiedzialna za taki stan Rogackiego. Słusznie zauważyła, że coś niedobrego działo się z jej synem i starała się dopatrzeć przyczyn takiego, a nie innego zachowania.

Marcel za to kręcił jak mógł i ostatecznie nawet udało mu się uspokoić matkę bez przyznawania się, kim konkretnie jest ta osoba. I chwała Bogu! Nie wyobrażał sobie chwili, w której by się przyznał, że zauroczył się w facecie. Zwłaszcza że nie mógł przewidzieć reakcji rodzicielki... Na tę chwilę wolał jej nie dokładać zmartwień.

– Muszę lecieć do pracy. A ty odpoczywaj, rozumiesz? – Przytaknął posłusznie. Miał taki zamiar. W dalszym ciągu czuł się przemęczony i najzwyczajniej w świecie chciał pobyć w domu. Za dużo miał ostatnio wrażeń... No i nie chciał denerwować Ewy.

Kiedy już został sam, pozwolił sobie przymknąć na chwilę oczy. Głowa odrobinę mu doskwierała, tak samo zresztą jak kolano i kostka. Ta na szczęście nawet w połowie tak nie uwierała jak wczoraj, co znaczyło, że wszystko jest na dobrej drodze, by do jutra mu przeszło. To na pewno nie było żadne skręcenie, tak jak zresztą podejrzewał.

Nie chciał jednak myśleć o swoim złym stanie, coby nie popaść w żadną depresję czy inne gówno. Zamiast tego myślami powrócił do wczorajszych zdarzeń, głównie do Kacpra.

Targany odruchem aż potrząsnął głową.

Czy to naprawdę się wydarzyło?

I jeszcze fakt, że Wawrzyński był u niego w domu... Rozmawiał z jego mamą... Nie miał prawa, do cholery!

Najgorsza jednak była niewiedza. Marcel gorączkowo się zastanawiał, o czym mogli rozprawiać ci dwoje – o nim? A może skończyło się na podziękowaniach i wymienieniu kilku uprzejmości? Cóż, Ewa wydawała się być całkiem udobruchana wizytą Wawrzyńskiego, więc cokolwiek to nie było, chyba nie wyszło najgorzej, a on nie miał się czego obawiać.

Jednego był pewny – jego mama na pewno nie dowiedziała się, kim w przeszłości był dla niego Kacper, bo gdyby miała świadomość, z pewnością zachowywałaby się inaczej.

Dzięki temu mógł odetchnąć z ulgą. Męczyła go za to inna kwestia.

To co zrobił dla niego wczoraj Kacper, zdecydowanie zasługiwało na odrobinę wdzięczności. Niby padło jedno głupie: "Dzięki", totalnie na odchodnym, ale, cholera, nie tak to powinno wyglądać. Bądź co bądź, Wawrzyński mu pomógł i, żal się przyznawać, gdyby nie on najpewniej wczoraj w ogóle nie dotarłby do domu, ale... On tak bardzo nie chciał być mu jeszcze za coś wdzięcznym! Świadomość, że miałby mu podziękować wywoływała w nim mdłości. Niemniej, z każdą minutą zdawał sobie sprawę, że tak po prostu wypadało. Bo on, w przeciwieństwie do Wawrzyńskiego, nigdy nie był dupkiem i nie chciał nim być. I, do diabła, Kacprowi się należało za to cholerne targanie go i podwózkę. Nie wspominając już o tym, że wniósł go ledwo przytomnego na trzecie piętro i...

Boże, jakie to było żenujące.

Jak przez mgłę przypomniał sobie swoją bezwładność, kiedy Kacper wyciągał go z auta. Nie pamiętał, czy o czymś wtedy rozmawiali...? Czy może wtedy już zasnął?

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz