Pożegnanie z Kacprem było problematyczne – zdecydowanie niezręczne i nieszczere, przynajmniej ze strony Marcela, bowiem ani Zuza, ani Ania nie miały z tym żadnych problemów. Tylko on, jak zawsze, musiał mieć ze wszystkim pod górkę! Nie żeby go to dziwiło. Przeciwnie, chyba już się do tego powoli przyzwyczajał...
Resztę dnia odpoczywał tak, jak przykazała mu mama. Jadł dużo, pił dużo i oglądał filmy, czyli spędzał swój idealny dzień. Starał się też nie nadwyrężać kostki, ale chciał ją rozchodzić, żeby jutro móc wybrać się do Marcina.
Bądź co bądź, z tymi pieniędzmi to nie była aż taka świetna sytuacja, żeby i tu opuszczać pracę i tu... No i, cholera, chciał go zobaczyć. Co prawda, dalej nie rozumiał tej potrzeby i chciał ją od siebie odseparować, ale nie potrafił. Myślał o nim praktycznie cały dzień, mając w pamięci jego promienny uśmiech, a w nocy, kiedy się położył, przyszły myśli innego rodzaju. Bardziej intymne, których wstydził się przed samym sobą, ale mimo tego nie potrafił przestać.
Rano postarał się je całkowicie zignorować i uparcie walczył z rumieńcami, które co jakiś czas pojawiały się na jego policzkach.
Pod domem Marcina zjawił się punktualnie. Tym razem nie musiał pukać, Słowiński bowiem znajdował się na podwórku. Sam. Mogło to być oczywiście tylko wrażenie, gdyż Łukasz mógł czaić się w środku, tak samo zresztą jak i Kacper czy Szymon, ale mimo to Marcel poczuł się pewniej, a jego serce zabiło mocniej.
– Cześć – zawołał, podchodząc do mężczyzny, który stał i mocował się ze stolikiem ogrodowym. – Kupiłeś nowy nabytek?
– Dostałem – odparł i otarł twarz z potu. Był zgrzany, a temperatura za oknem nie dawała wytchnienia. – Ale cholerstwo nie chce stać równo – wyznał zirytowany. Chciał się jeszcze z tym szarpać, ale jakby nagle go coś naszło i dał sobie spokój. Zaciekawiony Marcel złapał za chyboczący się stolik, przesunął go odrobinę i ze skupioną miną ustawił go bez najmniejszego problemu. Ponaciskał na niego to z jednej, to z drugiej strony, po czym na jego usta wpłynął nieziemsko szeroki uśmiech.
– Ja to jednak jestem! – skomentował i spojrzał zwycięsko na Marcina. – Nie no, nie rób takiej miny. Najlepszym się zdarza – zaświergotał, po czym przyjacielsko (chociaż wolałby inaczej) poklepał go po ramieniu.
Mężczyzna tylko na to prychnął i wywrócił oczami. Najwyraźniej po raz pierwszy nie miał żadnych wątpliwości, kto tu był górą! I dobrze, ostatnio Marcel czuł się gorzej niż źle, więc należała mu się taka chwila zwycięstwa! Nawet jeżeli wygrał tylko ze stolikiem.
– Jakieś konkretne plany na dzisiaj? – zapytał, spoglądając na Marcina, który właśnie pokazał mu ręką, żeby udali się do domu. Szybko pokonali schodki i przeszli przez próg a Rogacki znalazł się w tak dobrze znanym mu pomieszczeniu.
– Nie bardzo. Jestem dzisiaj nie do życia, ale coś dla ciebie znajdę. I poprzeszkadzam – powiedział, zerkając na Marcela przez ramię. Puścił mu oczko, a Rogacki jedynie pokręcił głową. Marcin naprawdę był niemożliwy. Do tego cholernie przystojny, zupełnie taki sam jak z jego snu... tylko że ubrany.
– A co, nudzi ci się? – zapytał, rozglądając się na boki. Może naprawdę nikogo tutaj dzisiaj nie spotka i będzie dane spędzić mu ten czas tylko z nim?
– Trochę. Siedzenie samemu raczej nie jest w moim stylu. – To potwierdziło podejrzenia Marcela.
– Zauważyłem. W takim razie koniec rodzinnych spotkań? – zapytał, chcąc, by zabrzmiało to swobodnie, ale jego głos jak zawsze postanowił mu zrobić na złość i wyszło sztucznie.
![](https://img.wattpad.com/cover/160879788-288-k301370.jpg)
CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
RomanceW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...