Rozdział 21

3K 217 96
                                    

Kacper skończył to swoje gotowanie jakieś pół godziny później. W tym czasie Marcel zdążył porządnie zgłodnieć, a unoszący się w powietrzu zapach wcale nie ułatwiał mu zadania, kiedy czekał z wytęsknieniem chociażby na jakieś ochłapy jedzenia. Teraz to nawet czerstwy chleb by mu smakował! Szpinak! Wątróbka nawet!

...No dobra, może wątróbka nadal nie, ale był już naprawdę głodny, dlatego kiedy Kacper w końcu skończył i postawił mu przed nosem talerz, miał ochotę szczerze mu podziękować. Miał jednak w pamięci swoje surowe postanowienia co do jakiegokolwiek chwalenia tego posiłku, więc zamknął buzię na kłódkę i po prostu wziął się za jedzenie. Chciał nawet na coś ponarzekać, naprawdę; że może za słone albo jakieś takie niesmaczne ogólnie, ale po prostu nie mógł, bo danie zarówno z wyglądu, jak i w smaku było zajebiste, o czym Marcel szybko się przekonał. Wawrzyński bowiem przerósł samego siebie, a przynajmniej przerósł wszystkie oczekiwania Marcela, który znawcą żadnym nie był, ale jadł już nie raz pierś z kurczaka, a ta... Ta była jakaś taka lepsza. Świetnie się komponowała z pieczonymi papryczkami nadzianymi farszem, który również był dla Rogackiego zagadką i albo to faktycznie było takie dobre, albo naprawdę był wygłodzony.

W każdym razie Wawrzyński nie potrzebował żadnych pochwał. Prędkość, z jaką pustoszał Marcelowy talerz, była wystarczającą pochwałą, przynajmniej patrząc po tym jego zadowolonym uśmieszku i tym wzroku.

– No nie szczerz się tak. Nie przebiłeś Marcina i jego kaczki, którą kiedyś zrobił – powiedział wyniośle, bo te wykrzywione usta i roziskrzone oczy zdecydowanie źle na niego wpływały.

– Przebiłbym – odpowiedział i, wbrew oczekiwaniom Marcela, zamiast posmutnieć czy chociażby zwątpić w swoje możliwości, wyszczerzył się bardziej. – Marcin nie dorasta mi do pięt. Ale żeby dostać kaczkę, musiałbyś czekać dwie godziny, a nie pół – dodał, nabijając na widelec kawałek kurczaka. Później włożył go sobie do ust i nawet przez chwilę nie przestał patrzeć się w oczy Marcela, przez co chłopakowi zrobiło się odrobinę bardziej gorąco. Wyprostował się przy tym i odchrząknął, zaciskając mocniej ręce na sztućcach, bo kto to słyszał, patrzeć na kogoś w taki sposób i do tego jeszcze coś przełykać? – Chociaż na pewno bym nie narzekał, bo wtedy pewnie dłużej byś został – mruknął zadowolony, a serce Marcela zatrzepotało w piersi z protestu.

– Jestem tu już wystarczająco długo – powiedział oschle, chcąc trochę zgasić Kacpra, bo jego dzisiejszy entuzjazm zaczął go już przytłaczać.

– I będziesz jeszcze dłużej – odparł miękko, na co Rogacki odchylił się do tyłu na krześle i spojrzał na niego spod zmrużonych powiek.

– Nie ze swojej woli – fuknął, starając się wyglądać tak bardzo nieprzystępnie, jak tylko mógł.

– Tak? – rzucił rozbawiony Kacper. – To kto cię do tego zmusza?

– Ty, oczywiście! I Bartek równie mocno – sapnął, nie wiedząc już jak się bronić przed tą subtelną nachalnością, bo przecież Wawrzyński w żadnym stopniu nie naruszał jego strefy osobistej, nie zbliżał się ani nic, ale słowami sprawiał, że Marcel czuł się niemalże rozbierany i rozkładany na części pierwsze.

– Więc to miał na myśli twój przyjaciel, kiedy mówił, że cię do czegoś zmuszam? Bo brzmiał trochę, jakby miał na myśli inne rzeczy – powiedział niewinnie, odkładając sztućce na talerz jak gdyby nigdy nic, jak gdyby to właśnie była najnormalniejsza sytuacja pod słońcem, a oni rozmawiali o pogodzie...

Ale wcale tak nie było! Policzki Marcela spąsowiały, palce zacisnęły się jeszcze mocniej na sztućcach gotowe, by wymierzyć nimi prosto w Kacprową twarz, a on sam przeklął Bartka w duszy i przy okazji płonął ze wstydu.

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz