Rozdział 8

3.6K 262 156
                                    

Marcin nie mógł mu wyjść z głowy przez cały dzień, mimo że rozmowa urwała się już kilka godzin temu – niestety, mężczyzna musiał pójść pozałatwiać swoje sprawy i już nie wrócił, co jakoś szczególnie nie wadziło Marcelowi. W końcu Słowiński miał też obowiązki, Rogacki doskonale o tym wiedział. Nie zmieniało to jednak faktu, że mimo iż Marcin był zajęty, tak on przeciwnie – od dobrej godziny po skończonej pracy nie mógł się za nic wziąć. Chodził po pokoju, a także do siostry, do mamy i z powrotem do pokoju, tyle energii go rozpierało. To było świetne uczucie. Nie miał tak chyba jeszcze nigdy, ale nie zagłębiał się za bardzo nad powodem tych wszystkich odczuć.

Nie mógł za to przestać rozmyślać o tym, że jutro znowu spotka Marcina. Co prawda, mężczyzna nie chciał przemęczać Rogackiego po jego ostatnim złym samopoczuciu i zaproponował mu nawet wolne, ale Marcel prędzej by salto zrobił, niż na to pozwolił. Zwłaszcza, że naprawdę czuł się wyśmienicie! Więc byli umówieni – punktualnie o dwunastej.

Teraz nawet żałował, że przełożył ich spotkania na południe. Po prostu już się nie mógł doczekać! A jeszcze tyle godzin rano...

Jednak, po naprawdę długim wyczekiwaniu, nastał kolejny dzień, a wraz z nim i dwunasta. Marcel stał właśnie pod drzwiami, szczerząc się jak idiota i czekając, aż Marcin mu otworzy. I otworzył, a i owszem, w końcu była to już ich mała rutyna, część dnia, na którą chłopak czekał, by rozluźnić się w tak doborowym towarzystwie.

– No hej – padło zwyczajowo. – Cóż to za strój, znowu będziemy coś malować? – zagadnął, przyglądając się uważnie luźnym, lekko wytartym ciuchom.

– A no nie – odpowiedział krótko Marcin. – Dzisiaj przyjeżdżają do nas meble. Będzie trochę noszenia. I składania.

– Spoko, mogę składać – uśmiechnął się, podchodząc do mężczyzny. Po raz pierwszy skupił się na zapachu perfum, których Słowiński używał; mocne i męskie, dokładnie takie, które pasowały mężczyźnie w garniturze. Mimo że garnituru akurat brak...

– A nosić to już nie? – Brew Marcina uniosła się sugestywnie, wyrażając swoją dezaprobatę. Nieszczęśliwie, mężczyzna zaraz zdradził się przebijającym się na wierzch uśmiechem. I dobrze, nie do twarzy mu było z wcześniejszym grymasem, zwłaszcza kiedy krzywił się tak na Marcela.

– Nosić niby też. Do wszystkich pokoi? Czy tylko do tego, co malowaliśmy? – zapytał, idąc korytarzykiem za Marcinem. Jak mógł się spodziewać, mężczyzna zaprowadził go prosto do kuchni. Tutaj czuł się najwyraźniej najlepiej, Marcel zresztą nie miał co narzekać – doceniał urok tego pomieszczenia. Nie było ono tak przestronne jak salon i nie czuć tutaj było aż tak tego bogactwa, które czasami przytłaczało Rogackiego.

– Nie, tylko na górę. Trzeba wykończyć część biurową mieszkania. Przyjadą biurka, fotele, półki, komody, więc naprawdę sporo do ogarniania... Nie wspominając już o kanapie do tego pokoju, wiesz, tego małego.

– Nie brzmi tak źle. Damy radę – oświadczył chłopak. Jednak po chwili nie był już taki pewny swoich słów, widząc zwątpienie w oczach Słowińskiego.

– Poprosiłem Kacpra, żeby nam dzisiaj pomógł. Dla niego to na pewno nie będzie aż taki problem, biorąc pod uwagę jego zamiłowanie do siłowni... – zamyślił się mężczyzna, odruchowo już stawiając szklankę przed Marcelem. – Coli? – zapytał, nie czekając na odpowiedź. Wiedział już, że Rogacki był wielkim fanem tego napoju.

A sam chłopak? Nic nie odpowiedział, zbladł jakby trochę. Wytrzeszczył oczy na Słowińskiego, nie do końca mogąc zrozumieć, co ten powiedział. Kacper? Ale że tutaj? W tym domu? Z nimi...?

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz