Obudził się wyspany, co sprawiło, że od razu poczuł się jak nowo narodzony. Zrobił sobie śniadanie na słodko i jadł je, postukując nogą w rytm skocznej piosenki, która leciała z odtwarzacza. Zuza siedziała z nim przy stole i tańczyła górną częścią ciała, podskubując mu z talerza co lepsze kąski, na co w odpowiedzi rzucał jej udawane, gniewne spojrzenia. Ona chichotała cicho i odsuwała się od razu, gdy tylko Marcel wystawiał w jej stronę wstrętne paluchy gotowe załaskotać ją na śmierć.
– Jakiś taki radosny jesteś dzisiaj – skomentowała jego zachowanie mama, która właśnie skończyła malować sobie paznokcie. – Zadania z matmy odrobiłeś? – zagaiła, a Marcel spojrzał na nią z pretensją. Ten poranek przecież zapowiadał się tak cudownie! Ptaki śpiewały, słoneczko świeciło, a chmurki przesuwały się radośnie po niebie. Nie mogło być lepiej!
...Może i lepiej być nie mogło, ale zjebać to się zawsze dało.
– Musiałaś, co? – odparł grobowo, a Ewa posłała mu uroczy uśmiech.
– Nie oszukujmy się, orłem z matmy to ty nie jesteś, a w tym roku masz maturę – podkreśliła. – Muszą cię też do niej jeszcze dopuścić. – Marcelowi mina zrzedła jeszcze bardziej. – To zrobiłeś je czy nie?
– Nie – bąknął trochę obrażony. Jego mama podeszła do niego niespiesznie i otwartą dłonią poklepała go po czubku głowy, uklepując rozwichrzone po spaniu włosy.
– No to, kochanie, polecam wziąć ci się do roboty. – Uśmiechnęła się, a Zuza spojrzała na nią z uwielbieniem. – Bo konsekwencje będą srogie. – Przestała miętosić jego włosy.
– Grożą mi we własnym domu! – oburzył się, patrząc z niedowierzaniem na Ewę. Chyba przez wakacje zapomniał, jaka potrafiła być w roku szkolnym.
– I co? Mi się skarżysz? Szybko kończ to śniadanie i do lekcji – nakazała, więc Marcel, już nie w takim dobrym nastroju, powłóczył się do pokoju i wyjął z plecaka zapomniany zeszyt wraz z książką.
Nie ruszył tego przez weekend, więc czekało na niego czterdzieści zadań z podpunktami. Obrzucił spojrzeniem kartkę i z bólem zabrał się za czytanie od początku wszystkich zadań. Pierwszych pięciu w dalszym ciągu nie potrafił rozwiązać, za to dokończył szóste, które zaczął u Kacpra. Kilka następnych też mu jakoś poszło, ale nie miał odpowiedzi, więc nie wiedział, czy są dobrze rozwiązane. W przeciągu godziny ze wszystkich zadań zrobił jedenaście, przez kolejne dwie godziny szukał po Internecie, czy przypadkiem już ich ktoś nie rozwiązał. Oczywiście, znając swoje szczęście, nawet się nie spodziewał, że cokolwiek uda mu się ugrać. Lafirynda od matmy bardzo się postarała i wydrukowała im zadania, których nie było w żadnej innej książce, a to szaleńcze przeszukiwanie Internetu w poszukiwaniu odpowiedzi tak go zirytowało, że aż zaczęła go boleć głowa. Był coraz bardziej wkurzony i podminowany, a ze złości miał ochotę rwać sobie włosy z głowy. Szczerze mówiąc już był ku temu bliski, jednak na razie kończyło się tylko na tłuczeniu pięścią w blat biurka lub cichych przekleństwach wysypywanych spod zaciśniętych warg.
Ciche pukanie tak go wytrąciło z równowagi, że wyprostował się jak struna i wzrokiem bazyliszka zlustrował wchodzącą do pokoju Ewę.
– Zrobione? – zapytała kobieta, podchodząc do biurka. Pochyliła się nad Marcelem i zerknęła na otwarty przed nim zeszyt.
– Nie – odparł grobowo zdenerwowany na wszystko i wszystkich. Odsunął się z wolna od biurka i wstał, mając ochotę wyprostować kości. Przy okazji cisnął też ołówkiem na otwarty zeszyt, żeby dać jakoś upust emocjom.
– Oho – sapnęła kobieta, przyglądając się dokładnie synowi. – Zapomniałam, że matma zawsze wprawiała cię w taki nastrój...
– Ta – warknął, mimo że wiedział, że to nie jej wina. Wiedział to, ale nie potrafił powstrzymać złości.
CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
RomantikW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...