– Bartek?
Sójka stał w przedpokoju i wlepiał w niego wzrok niczym ciele w malowane wrota, po czym wyszczerzył swoją głupią gębę i od razu uścisnął dłoń przyjacielowi.
– No, brawo za spostrzegawczość – zironizował, czekając, aż Marcel ściągnie buty.
– Co ty tu robisz? – zapytał Rogacki, rozglądając się na boki. Przecież ani Zuzy, ani Ewy nie powinno być o tej porze w domu... – Kiedy przyszedłeś?
– Jakiś czas temu. Twoja mama mnie wpuściła, co prawda powiedziała, że wyszedłeś, ale postanowiłem, że zaczekam – wytłumaczył się, po czym poszedł do pokoju Marcela, ciągnąc go przy tym za sobą. – Nie miała nic przeciwko no i wyszła. – Wzruszył ramionami i odwrócił się w końcu, a przyjaciel spojrzał na niego z pretensją. Miał odrobinę dość ludzi i liczył na czas dla siebie, ale... Cóż. Chyba nie będzie mu to dane, przynajmniej nie tak szybko jakby tego chciał.
– Więc... Po co przyszedłeś? – rzucił oschle, w dalszym ciągu będąc odrobinę obrażonym na przyjaciela.
– Hm... Może dlatego, że nie odpisujesz na wiadomości? Nie odbierasz telefonu? – powiedział Bartek, wywracając oczami i najwyraźniej będąc nie mniej poirytowanym niż Marcel.
– Więc może to coś znaczy? – zapytał ironicznie, czując, że jak zaraz się nie uspokoi, to dojdzie do kłótni.
– Chuja znaczy – warknął Bartek, po czym pociągnął Rogackiego za nadgarstek. – Siadaj – nakazał, a szarpnięty przez niego Marcel klapnął na krzesło przed biurkiem. Bartek natomiast usadowił się na kanapie przodem do przyjaciela i wbił w niego gniewny wzrok. – Weź ty się ogarnij, bo mi żyć nie dajesz – mruknął, podpierając ciężko głowę na dłoni. Marcel na to prychnął i wywrócił oczami. „Ogarnij się", dobre sobie! – Gdzie byłeś w ogóle? – dopytał Bartek, najwyraźniej nie chcąc wchodzić na wojenne ścieżki.
– U Kacpra. – Zastukał palcami o biurko, zerkając ukradkiem na zmieniający się wyraz twarzy przyjaciela.
– Co? Jak to u Kacpra? Po co? – zapytał zaskoczony, a Marcel zaśmiał się w duszy.
– No normalnie, zmusza mnie, żebym się z nim spotykał – rzucił, specjalnie dobierając słowa w taki sposób, by zabrzmiały jak najgorzej.
– Co? – Szczęka opadła Bartkowi aż do podłogi. – To... To... Ale naprawdę?! – krzyknął, wychylając się mocno w stronę Marcela. – I co, że zmu-zmusza – zająknął się – cię do czegoś? – Rogacki zaśmiał się głośno.
– Nie, debilu – odpowiedział prostolinijnie, po czym poczochrał blond włosy i z zadowoleniem patrzył, jak mina Bartka ze zmartwionej zmienia się na wkurzoną. – Ale twoja twarz była bezcenna, polecam. – Zaśmiał się, patrząc prosto w chmurne oczy.
– Ta. Bardzo śmieszne. To gdzie byłeś?
– U Kacpra – odpowiedział Marcel, śmiejąc się w duszy z przygłupiej twarzy Sójki. – Dobra, wyluzuj, okej? Już nie żartuję. Serio byłem u Kacpra. – Westchnął ciężko i wzruszył bezradnie ramionami.
– Po prostu... Powiedz, co mnie ominęło – poprosił przyjaciel, zaciskając palce na nasadzie nosa.
– No nie wiem, nie wiem...
– Marcel.
– No dobra – zgodził się i faktycznie opowiedział wszystko przyjacielowi, w szczególności skupiając się na wydarzeniach sprzed cholernego baru, kiedy to Kacper postawił go w takiej, a nie innej sytuacji.
– Jezu... Pojebane – skomentował Bartek, patrząc z grymasem na Marcela. – Serio, ja naprawdę nie wiedziałem, że odwali coś takiego. Sorry – rzucił ze skruchą, a Rogacki jedynie zbył to ręką. Zdecydowanie nie umiał się gniewać, w szczególności nie na Bartka. – Ale nie zmusza cię do niczego? – dopytał podejrzliwie Sójka, najpewniej biorąc na serio wcześniejsze słowa przyjaciela.
CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
RomantizmW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...