Kiedy zobaczył unoszącą się dłoń Kacpra, odruch był szybszy od myśli. Cofnął się gwałtownie i, stawiając nogę na jednym wyższym kamieniu, runął w dół jak długi. Poczuł w kostce piekielny ból, później również odczuł go w kolanie, na które upadł, nim Kacper go złapał i czym szybciej postawił do pionu. Widać było, że Wawrzyński jest w szoku i nawet nie wie, co zrobić.
– Jesteś pojebany – szepnął, wcale go przy tym nie puszczając. – Nienormalny! – dodał zaraz, po czym cofnął się w głąb betonowej płyty i zaciągnął na nią Marcela. – Serio? Wolisz się zabić? Aż tak przeraża cię moja obecność? – mówił, a jego głos daleki był od opanowania. Był drżący, co Rogacki przyjął ze zdziwieniem.
– Wcale nie chciałem się... – zaczął, ale nie miał okazji dokończyć, gdyż oddech uciekł mu z gardła. Spojrzał w dół na swoją kostkę i zacisnął mocno wargi. Bolała jak cholera!
– Siadaj – warknął Kacper ostro, ale widząc niepewną minę Marcela, spuścił trochę z tonu. – Pomogę ci – dodał łagodniej i przytrzymał Marcela kiedy ten, zgodnie z poleceniem, posadził tyłek na betonie.
Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Kacper odwrócił się i zapatrzył gdzieś w horyzont oddychając głęboko. Marcel za to wbił wzrok w najbliższy kamień i po prostu czuł się beznadziejnie. Bolała go kostka, bolało kolano, dusza go bolała, no! Na dodatek był niewyspany i pod wpływem.
Nie mogło być gorzej.
– Pokaż tę nogę – mruknął Kacper po kilku długich chwilach, odwracając się w końcu przodem do poszkodowanego. – I nie patrz tak, wcale nie mam zamiaru ci jej połamać – mruknął kpiąco, przyklękając na betonowej płycie. Z ostrożnością i delikatnością, jakiej Marcel by się po nim w życiu nie spodziewał, obejrzał dokładnie kostkę. – Nie znam się na tym, ale nie widać, żeby było złamane.
– Na pewno nie jest – odparł Rogacki. To zdecydowanie nie był ten stopień bólu. – Pewnie jest tylko obita, niech tak leży – mruknął, w dalszym ciągu nie patrząc na Wawrzyńskiego. Było mu cholernie wstyd. Nie wiedział, co się tutaj działo. Czego chciał od niego Kacper i dlaczego był taki jak teraz...?
– Zdarłeś sobie kolano – zauważył po chwili, kiedy cisza znowu zdążyła się między nimi rozgościć.
– To nic takiego – odpowiedział beznamiętnie, zerkając na poobijaną nogę. Zasłużył sobie na to, do cholery.
– No nie wiem... Ciężko będzie ci wrócić w takim stanie.
– To już nie twój problem. Możesz wracać. Raczej już nigdzie nie wypadnę, więc... – mruknął, czując na sobie to przeszywające spojrzenie.
– Nigdzie się nie wybieram – westchnął Kacper i tak samo jak Marcel, usiadł w końcu. Przerzucił nogi przez betonową płytę i siedział tyłem do ich polany i bokiem do Rogackiego.
Minuty mijały, Marcel zdążył się odrobię uspokoić. Z mizernym uśmiechem uświadomił sobie, że mimo wszystkich tych manewrów nie wylał piwa i teraz popijał je nieśpiesznie. Może i to nie było mądre, ale na trzeźwo drogi powrotnej raczej by nie zniósł. Wiadomo, alkohol znieczula.
Niebo nad nimi coraz bardziej szarzało, cykady zaczynały grać głośniej. Szum wody wpadał prosto do głowy Marcela, który – kiedy się skupił na otaczających go dźwiękach – był w stanie usłyszeć również oddech Kacpra.
– I będziemy tutaj tak siedzieć? – zapytał zrezygnowany, odważając się spojrzeć na jego profil.
– Czemu nie – odparł Wawrzyński i również na niego zerknął. Obrócił się odrobinę, tak że teraz siedział niemalże przodem do Marcela. Patrzył na niego z uwagą, dostrzegając podkrążone oczy i bladą cerę. – Jeżeli chodzi o wczoraj... – zaczął, a Marcel zbladł jeszcze bardziej. Jakie wczoraj? Żadne wczoraj nie miało miejsca! – To chciałem tylko powiedzieć, że zachowałem się chujowo – przyznał, zaciskając palce na przewężeniu nosa. – Co raczej nie jest niczym zaskakującym, bo w twoim towarzystwie zachowywałem się tak zawsze. Ale wczoraj widziałem, do jakiego stanu cię doprowadziłem, i widzę, jak zachowujesz się za każdym razem, kiedy jestem w pobliżu – mówił, a Marcel przysłuchiwał się temu z mocno bijącym sercem. – Nie mogę się temu dziwić, ale wkurwia mnie to. Zachowujesz się tak, jakbym miał cię zaraz uderzyć, jakbyś tylko czekał, żebym to zrobił – kontynuował, a Marcel poruszył się niespokojnie. Napotkał spojrzeniem wzrok Kacpra i nie mógł przerwać tego kontaktu. – Ale nie jest tak. Czasy liceum mam już za sobą i nigdy więcej nie...
![](https://img.wattpad.com/cover/160879788-288-k301370.jpg)
CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
RomanceW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...