Trzęsąc się jak osika, patrzył w stalowe oczy nieugięcie. Z niejakim przerażeniem, tak dobrze znanym mu z dawnych lat, wpatrywał się w napiętą, wykrzywioną w grymasie twarz. To był dokładnie ten sam Wawrzyński, co w liceum. Najbardziej widać to było po oczach, w których poza wściekłością nie było niczego innego.
– Odsuń się od niego – warknął na Marcela, przerzucając wzrok na coraz bardziej zmieszanego Kubę.
– Co ci do tego! – sapnął, walcząc z rosnącym przerażeniem. Kacper nie był już taki, niczego im nie zrobi, przekonywał się w myślach.
– Och, nic mi do tego – zironizował gniewnie, podchodząc do Kuby. Ten cofnął się. – Po prostu nie mogę nadziwić się twojej głupocie – syknął do Marcela.
– Hej, uspokój się – rzucił znowu Kuba, starając się o lekki uśmiech, ale był on zbyt nerwowy, by uznać go za prawdziwy.
– Wypierdalaj stąd, chyba powiedziałem?! – wzburzył się Wawrzyński, zaciskając ręce w pięści. Najwyraźniej uśmiech ten nie podziałał na niego najlepiej.
– Nie mów tak do niego! – krzyknął Marcel, zastępując mu drogę. Uniósł dłonie i zatrzymał je na jego klatce piersiowej, nie pozwalając mu przejść ani kroku dalej.
– Zejdź mi z drogi. – Kacper obdarzył go lodowatym spojrzeniem. – Odsuń się, Rogacki.
Marcel nie przesunął się ani o milimetr. Nie miał zamiaru ustąpić.
– Dobra, Marcel, to nie jest tego warte – zaczął Kuba, unosząc dłonie w obronnym geście. – Pójdę i tyle. – Cofał się krok za krokiem. Marcel też by się cofał – za nic nie chciałby znaleźć się na celowniku rozwścieczonego Kacpra. – Napiszę później czy coś – rzucił, na co pięści Wawrzyńskiego drgnęły. Kuba zauważył to i, posyłając Marcelowi przepraszające spojrzenie, oddalił się w pośpiechu.
– Ogłupiałeś?! – krzyknął Wawrzyński, łapiąc Marcela za ramiona. Potrząsnął nim na szczęście niemocno i z przejęciem zaczął lustrować jego twarz.
– Chyba ty! Puść mnie! Co to w ogóle ma znaczyć?! Znalazłeś sobie kolejnego chłopaka, którego dręczysz?! – wyrzucił z żalem, popychając Kacpra. Normalnie w nim buzowało!
Jemu się wydawało, że Wawrzyński tak się zmienił!? Ha! Dobre sobie! W końcu wyszło szydło z worka i nie trzeba było zaraz aż tak dużo, by tak się stało.
– Ogłupiałeś – powtórzył już ciszej. – Dlatego przestałeś się odzywać? Bo byłeś z nim? – zapytał już bardziej opanowany. Marcela zdezorientował ten spokój.
– To nie twoja sprawa – warknął defensywnie, odwracając spojrzenie.
Poczuł się jakby został przyłapany co najmniej na zdradzie, a przecież to nie była żadna zdrada! Kacper nie miał do niego żadnych praw, o czym, zdaje się, zapomniał. Do tego jeszcze prychnął i odwrócił głowę! Chyba starał się jeszcze bardziej uspokoić. Marcel natomiast drżał cały czy to z nerwów, czy z zimna, nie wiedział, ale daleko mu było do bycia opanowanym.
– Porozmawiajmy na spokojnie – poprosił Wawrzyński zwyczajowym tonem, ale mimo że wydawał się już uspokoić, to patrzył na Marcela krzywo, z zawodem, przez co chłopaka zakuło w piersi.
Może faktycznie wypadało im porozmawiać.
Oddychając drżąco, wygrzebał klucze z przemoczonych spodni i jakoś otworzył drzwi. Łatwo przyszło mu zaproszenie Wawrzyńskiego do domu, kiedy wiedział, że zarówno mamy, jak i siostry nie będzie, a oni... Porozmawiają. Marcel powie Kacprowi, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego i będzie się modlić o to, by nie został zatłuczony na śmierć we własnym mieszkaniu.
![](https://img.wattpad.com/cover/160879788-288-k301370.jpg)
CZYTASZ
Druga szansa | bxb |
عاطفيةW świecie Marcela nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, chociaż lepiej byłoby już na samym początku zaznaczyć, że nic nigdy się nie układało. Wtedy rozczarowanie z porażki byłoby mniejsze, ból łagodniejszy i łatwiej byłoby się po wszystkim...