Rozdział 29

3.3K 227 121
                                    

Okej. Przeżył pocałunek z Wawrzyńskim. Plusem było to, że przeżył. Minusem? To, że był z Wawrzyńskim! A może raczej – Wawrzyńskiego, w końcu on nie miał z tym nic wspólnego! Jego usta przecież nawet się z nim nie zetknęły, nachalnie nie wbiły w ten głupi uśmieszek i nie zmyły go z nie mniej głupiej twarzy. A powinny, cholera!

...

Jęknął, uświadamiając sobie, gdzie zawędrowały jego myśli. Naprawdę chciałby zmywać cokolwiek z twarzy Kacpra swoimi ustami...?

Najwyraźniej nie miałby nic przeciwko temu.

Rozpamiętywał to lekkie muśnięcie warg, czuł je na swoim policzku, który mrowił go nieustannie. Już nie wiedział, czy to tylko jego podświadomość, czy może faktycznie pocałunek zagościł na jego skórze na stałe. Miał wrażenie, że czuł go nawet po prysznicu, po którym, chociaż tyle dobrego, zrobiło mu się odrobinę lepiej.

Mama nakarmiła go rosołem najwyraźniej przygotowana na to, że jej syn może wrócić do domu w nie najlepszym stanie i jakoś to było. Jakoś żył. Żył i uśmiechał się głupio, a Ewa uśmiechała się z nim – co prawda robiła to pod nosem i kiedy Marcel na nią nie zerkał, ale wydawała się dziwnie rozweselona.

– Wydajesz się być jeszcze bardziej zadowolony niż ostatnio – zauważyła, siadając z nim przy stole. Dłońmi rozprostowała zagięty obrus, ukazując światu swoje poniszczone od pracy palce ze złotą obrączką. Marcel zerknął na pierścionek ze smutkiem, zapatrując się w delikatny, falisty wzór. Przypomniał mu się ojciec. – Fajnie się bawiłeś? – dopytała, wbijając uważne spojrzenie w syna.

– Żebyś wiedziała – odparł, po czym potarł ręką policzek. – Było świetnie. Kacper jest naprawdę w porządku. Wiesz, ten chłopak...

– Pamiętam, pamiętam. Ten, który przytargał tu twoje zwłoki.

– Tak – skrzywił się. – Dokładnie ten sam. I byłbym wdzięczny, gdybyś następnym razem nie gadała o mnie, że zasypiam w wannie. To krępujące – sarknął, na co Ewa wywróciła oczami.

– Martwiłam się.

– Niepotrzebnie. – Westchnął, odkładając miskę do zlewu. Chciał spojrzeć na nią niby karcąco, ale nie za bardzo mu to wyszło. Zamiast tego bardzo powoli na jego twarzy zaczął dominować coraz to większy uśmiech.

Chyba miał nie po kolei w głowie.

Resztę dnia przeleżał w łóżku oglądając jakieś filmy, przy których czasem przysypiał. Pisał też z Kubą, chociaż to nie on zaprzątał jego myśli. Mimo tego zgodził się z nim wyjść w środę na kolację. Chciał nabrać szerszej perspektywy, upewnić się, że Kuba to nie jest to. Bo gdzieś tam w środku czuł, że nie jest, ale nie chciał tak od razu przekreślać chłopaka. Po prostu posiedzą, pogadają, pewnie tak jak ostatnio trochę... zbliżą się do siebie i Marcel wtedy już będzie wiedział. Przynajmniej chciałby wiedzieć na pewno. Kacper również do niego napisał, pytając się, jak się czuł. Odpisał mu, że nie jest z nim najgorzej, po czym zakrył się kołdrą i leżał tak długo.

Nie wiedział, co on najlepszego wyprawiał. Przecież tego nie chciał! Nie chciał, do cholery, więc dlaczego po prostu nie mógł tego skończyć?! Już zapomniał, jak się czuł z Wawrzyńskim na początku? Zapomniał jak bardzo go nienawidził?

Najwyraźniej tak, bo po nienawiści nie zostały nawet szczątki. Marcel sam już nie wiedział, co to było, to głupie szybsze bicie serca i napięcie, które można by było kroić nożem za każdym razem, kiedy Kacper się do niego zbliżał. Czym był ten przeklęty pocałunek?!

Oddychając drżąco, odwrócił się na drugi bok i zamknął z uporem oczy, a potem, nie wiedzieć czemu, pod powiekami pojawił mu się obraz przebierającego się Kacpra. Marcel widział jak na żywo, jak chłopak ściąga z siebie koszulkę, przebiera się, a potem zobaczył nogi z silnie wyrzeźbionymi mięśniami i tyłek w samych bokserkach, nim chłopak założył na siebie spodnie.

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz