Bonus III: Matura

574 40 50
                                    

– Nie zdam! – Marcel wpadł prosto na Kacpra i wczepił dłonie w jego brązową bawełnianą koszulkę. – Nie zdam! – powtórzył zaciskając palce. Powieki miał rozszerzone, oddech płytki. Biała koszula z długim rękawem przykleiła mu się do ciała od potu, co niespecjalnie zaprzątało mu teraz głowę. – Wszystkie nasze plany... Studia...! Wszystko to na nic – histeryzował, wlepiając spanikowane spojrzenie prosto w niebieskie oczy. Oczy spokojne jak ocean albo niebo nad ich głowami. Czyste i pogodne.

– Zdasz.

– Nie. Nie wiesz, co było na tej maturze. Istny koszmar!

– Wiem. Już ją widziałem.

Marcel sapnął. Palce dalej zaciskał na ubraniu chłopaka, mimo że stali na środku alejki, gdzie każdy ich widział. Nie obchodziło go to, zresztą w ich postawie nie było niczego romantycznego. Cały moment zdominowała panika większa, niż kiedykolwiek w Marcelowym życiu, a przecież było jej niemało! Powinien być przyzwyczajony, jednak nie był. Tygodnie przygotowań, długie godziny medytacji, a nawet zapewnienia Kacpra, że wszystko będzie dobrze, nie zdołały powstrzymać go przed stresem na sali, a także histerią po jej opuszczeniu.

– Prawie nic nie pamiętam – jęknął. W głowie miał dziurę, jakby mózg zalał mu atrament. A przecież to tylko dłonie nim ubrudził.

To były ślady zbrodni. Zbrodni, którą popełnił na papierze.

– Bo panikujesz jak zawsze. I przesadzasz – odpowiedział spokojnie Kacper, chwytając go za ręce. Uścisnął je krótko i posłał mu pewny uśmiech. – Marcel, robiliśmy każde z tych zadań przez ostatnie dwa tygodnie. Umiałeś je.

– Ale były inne dane...

– Znałeś sposoby na pamięć.

– Odpowiedzi były podchwytliwe – poczerwieniał. Z nerwów zrobiło mu się gorąco. Chciał wierzyć, że Kacper miał rację, ale to nie on tam był. Nie on strzelał przy niektórych zadaniach, z każdą minutą czując coraz bardziej przytłaczający ciężar porażki na karku. W pewnym momencie Marcel tak odleciał, że nie był w stanie się skupić i przeczytać polecenia ze zrozumieniem. Wszystko mu się pomieszało.

– Kacper... – wychrypiał, czując, że zaczyna mu brakować oddechu. Jego twarz z czerwonej zrobiła się lekko fioletowa.

– Hej, tylko nie to. – Reakcja chłopaka była błyskawiczna. W sekundę chwycił go pewnie i przyciągnął na najbliższą ławkę. Marcel opadł na nią bezwładnie. – Oddychaj.

– Staram się!

– To tylko matma. Nie będzie cię wprawiać w taki stan.

– Zawsze mówiłem, że to suka – wysapał, zerkając na chłopaka kątem oka.

Dobrze, że trzymały się go resztki humoru, nawet tak słabego.

– Zawsze musisz gadać w najmniej odpowiednim momencie – skarcił go, widząc, że Rogacki z coraz większym trudem łapie powietrze. Marcel nie wściekał się za to. Słyszał w jego tonie zaniepokojenie, a gadanie w takiej sytuacji nigdy nie pomagało.

– Nie mogę się uspokoić – przyznał po kilku minutach. Zazwyczaj tyle wystarczało, aby ataki przechodziły. Tym razem było gorzej. Kacper złapał go za rękę. Przysunął się.

– A powinieneś. Bo wiesz co? Nie mam cienia wątpliwości, że świetnie sobie poradziłeś. Tylko jak zawsze się nie doceniasz. A nawet jeżeli gorzej ci poszło... Co z tego? Świat się nie zawali, nawet jeżeli zawalisz maturę z matmy. W ogóle matura to dno. Przez trzy lata trują ci, że to egzamin dojrzałości, najważniejszy test w twoim życiu... Pieprzenie. To tylko sprawdzian wykutej na blachę wiedzy. Wątpię, żeby w jakimkolwiek stopniu oddawało to dojrzałość – parsknął wzburzony. Marcel wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz