Rozdział 9

3.3K 251 359
                                    

Marcin niestety nie był na tyle miły, by wyjść Marcelowi z głowy przez następny dzień – dzień zapierdolu i gorąca lejącego się z nieba. Żar był taki, że żyć się odechciewało, nie mówiąc już o zmywaniu tych wszystkich naczyń. Mimo że Marcel tonął po uszy w talerzach i szklankach, salaterkach, filiżankach i kubkach, to miał dobry humor. Uśmiech nie chciał mu zejść z twarzy, nawet kiedy przypominał sobie o Kacprze. A niestety w tym przypadku nie było tak kolorowo... Co gorsza, Wawrzyński mógł zjawić się tutaj w każdej chwili i zmienić swoje miłe nastawienie względem Rogackiego. Co prawda, na zaplecze pewnie by się nie przebił, ale kto wie! Możliwe, że ogarnęłaby go furia, której nie sposób byłoby zaradzić i jedyne co zdołałoby ją ugasić to piękne przemeblowanie twarzy Marcela Kacprową pięścią.

Mimo tych obaw, chłopak nie pojawił się przez cały dzień. Piotrka na szczęście też nie było, więc Marcel czuł się względnie bezpiecznie. Dużo czasu spędził z Agą, która na bieżąco go informowała o stanie sali, na wypadek gdyby ten przygłupi blondyn jednak się tam pojawił.

Niespodzianką dnia okazały się odwiedziny Bartka, który zaszedł do niego pod koniec zmiany. Chłopak wyglądał promieniście jak zawsze, blond włosy miał roztrzepane, a piegi dumnie zdobiły jego twarz.

– Marcel, mordo! Kopę lat – rzucił, podchodząc w stronę przyjaciela, który pomagał dziewczynom ogarniać stoliki.

– Bartek – wyszczerzył się, podając mu dłoń. – Już myślałem, że nigdy mnie nie odwiedzisz – powiedział, posyłając mu rozbawione spojrzenie.

– Jakbyś jeszcze mnie zaprosił – zironizował przyjaciel, wykrzywiając szeroko usta. Praktycznie zawsze był pozytywny, wiecznie uśmiechnięty, z iskrami w oczach i tym psotnym spojrzeniem.

– Oczywiście, że zapraszałem! – zapewnił, a czując na sobie wzrok pełen zwątpienia, dodał: – Mentalnie...

– Mentalnie to ja ci skopałem dupę tyle razy, że nie mógłbym zliczyć, a ty jakoś dalej tego nie poczułeś...

– Twoje supermoce muszą być zaburzone – stwierdzi Rogacki, wzruszając ramionami. Chwycił za płyn i ostatni raz przetarł stolik, po czym przeniósł się do innego.

– Twoje za to są w formie. – Bartek wywrócił oczami, podążając wiernie za przyjacielem.

– No pewnie, jak zawsze. Będziesz coś zamawiał? – zapytał, spoglądając na Sójkę z ciekawością.

– Może kawę, bo chyba zaraz kończysz, co?

– Za dwadzieścia minut? Może trochę wcześniej, jak już nikt nie przyjdzie... A mam nadzieję, że nikt nie przyjdzie, bo nogi mi włażą w dupę – poskarżył się, po czym, olewając trochę sprzątanie, oparł się ciężko o stolik. – Nawet nie wiesz jakie to męczące – mruknął, przymykając oczy.

– Taki zmęczony, a jednak szczerzysz się jak głupek – zironizował Bartek, posyłając kuksańca prosto między żebra Rogackiego.

– Bo jest dobrze – szepnął z zadowoleniem. – Naprawdę dobrze.

– Czyli jednak praca odmieniła twoje życie? – zapytał z zainteresowaniem, przechylając głowę na bok. Tak jakby Marcel był ciekawym obiektem badań...

Cóż, może i był. Tak nienormalnego człowieka to pewnie dawno świat nie widział.

– Czy może jednak nie chodzi o pracę? – dumał Sójka na głos, udając, że głęboko się nad tym zastanawia. Gładził palcami brodę jak w tych wszystkich filmach gangsterskich, ale wyglądał przez to tylko głupiej niż zazwyczaj.

– Może – odparł Marcel, uśmiechając się jak debil do przyjaciela.

– Może? Co to za odpowiedź?!

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz