Rozdział 6

3.5K 251 120
                                    

W bardzo dobrym humorze zapukał do drzwi, tym razem punktualnie o dwunastej. Niemalże nie mógł się doczekać kolejnego spotkania z Marcinem, sam właściwie nie wiedział dlaczego. Fakt faktem, Słowiński odrobinę mu imponował, no i ciekawił... Marcel nie ukrywał, że chciałby bliżej poznać mężczyznę, chociaż nie myślał o tym za bardzo. Po prostu samo tak wychodziło.

Kiedy drzwi w końcu się otworzyły, Rogacki od razu się przywitał i wszedł do środka. Nie mógł nie zauważyć, że i Marcin wydawał się być w wyjątkowo dobrym humorze.

– Dzisiaj koniec ze sprzątaniem – oznajmił, uśmiechając się szeroko. Wyglądał odrobinę inaczej, co Rogacki dostrzegł dopiero po dłuższej chwili. Rzadko zwracał uwagę na ubiór, a ten zmienił się radykalnie, bo Słowiński miał na sobie kremową, powyciąganą koszulkę, która przypominała bardziej szmatę psu z gardła wyjętą niż zwyczajowe, odpicowane ubrania. – Dzisiaj malujemy pokój – wyjaśnił, zapraszając chłopaka dalej do domu. Uśmiechał się cały czas, więc nie sposób było tego nie odwzajemnić.

– I z tego powodu masz taki dobry humor? – Wyszczerzył się, podążając za mężczyzną.

– Może.

– Chyba ci nie wierzę... – odparł chłopak przekornie, zauważając, że mężczyzna robi tajemniczą minę.

– Chyba nie jest mi smutno z tego powodu – odpowiedział takim samym tonem, czym zasłużył sobie na pretensjonalne spojrzenie.

– A powinno! – sapnął Marcel. Bez dalszych ceregieli wyminął mężczyznę i sam wszedł do niewykończonego pokoju. Przystanął w progu i zapatrzył się na leżące wszędzie przyrządy do malowania: wałki, pędzle, puszki z farbami, metalową, dwustopniową drabinkę oraz folię rozłożoną na całej podłodze.

– Widzę, że już się przygotowałeś – zagadał, czując jak Słowiński przystaje tuż za nim. Niespodziewanie dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa, na co aż drgnął. Odsunął się od mężczyzny z prędkością światła i obejrzał za siebie. Halo, co to niby miało być? Nie to, żeby Marcin stanął zaraz aż tak blisko... Tym dziwniejsza była reakcja jego ciała.

– Nudziło mi się, a tobie zachciało się przyjść później... – powiedział z czystym żalem, wymijając chłopaka. Folia szeleściła pod jego stopami, kiedy podchodził do puszek z farbami. – Wiesz, jaki mam problem? – zaczął poważnie, całkowicie niespodziewanie zmieniając temat. – Zostało mi tyle farb, że zupełnie nie wiem, w jakich kolorach ma być ten pokój... – kontynuował tym samym, poważnym tonem, jakby co najmniej zależało od tego jego dalsze życie.

Marcel uśmiechnął się pod nosem i dołączył do mężczyzny. Przyjrzał się dokładnie każdej puszce, przykucając przy nim.

– I co myślisz? – zapytał Słowiński, przyglądając się profilowi chłopaka.

Marcel natomiast palcem sunął w zamyśleniu po chłodnym tworzywie, myśląc, który kolor najbardziej mu się podobał. Było to zadanie trudne, no bo, halo, przecież był mężczyzną – on i kolory nie za bardzo się lubili.

– Ten mi się podoba. – Wskazał palcem na puszkę z farbą o zimnym, niebiesko-szarym odcieniu. Kolor ten przywodził na myśl mroźne, zimowe niebo, co wywołało w nim pozytywne wspomnienia.

– Mhm, bardzo w stylu Szymona – skomentował Słowiński.

– To chyba dobrze?

Głośne westchnięcie wyrwało się z ust Marcina, jakby kompletnie nie był przekonany.

– Z założenia tak, ale mam ochotę na coś bardziej... szalonego. – Oczy mężczyzny zabłyszczały, a na wargach pojawił się lekki uśmiech.

Druga szansa | bxb |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz