Rozdział XXIX

402 28 16
                                    

Poczułam okropny ból w okolicy ramienia. To znak, że powoli odzyskiwałam świadomość. Delikatnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu oświetlonym przez kilka świec. Odruchowo chciałam poprawić włosy, jednak mój ruch został uniemożliwiony. Byłam zdezorientowana, jednak po chwili zrozumiałam, że moje kończyny przywiązane są do drewnianego krzesła. Zaczęłam się szarpać mając nadzieję, że wydostanę się z pułapki. Jednak wszystko na marne. Wzięłam głęboki oddech, poczułam zawroty głowy i mocne bicie swojego serca. Zupełnie tak, jakby za moment miało mi wyskoczyć z klatki piersiowej. Trzęsłam się z zimna. Drżąc zaczęłam obracać głowę by zbadać wygląd pomieszczenia. Od mojej prawej strony widoczna była ściana. Przede mną stał stół a na nim patera z  metalową pokrywką. Patrząc w lewo dostrzegłam słabe źródło światła. Zmrużyłam oczy, obok domniemanego wejścia zobaczyłam sylwetkę postaci. Była to ostatnia twarz, którą w tym momencie chciałam ujrzeć. 

- Kevin? - Zapytałam niepewnie drżącym głosem. Jednak nie usłyszałam odpowiedzi. Chłopak jedynie przyłożył palec do nosa, mówiąc mi tym samym, bym była cicho. Chwilę później usłyszałam głośne kroki. 

- Już się obudziłaś? - Richy wszedł do pomieszczenia, chwilę później pochylając się nade mną. 

- Rozwiąż mnie. - Powiedziałam rozkazującym tonem, zbierając w sobie całą odwagę. 

- Taki był mój zamiar. Ale... - Chłopak przysunął krzesło i usiadł na nim opierając swoje ręce o nogi. - Najpierw porozmawiamy. 

- Więc rozmawiajmy. - Chłopak uniósł jedną brew i uśmiechnął się jadowicie. Przełknęłam ślinę po czym spojrzałam na jego palce, które ocierał o siebie. - Czy wiesz co ja pomyślałam kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłam? - Kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze. - Nic. Nawet tego nie pamiętam. Chyba nigdy nie byłeś godny zapamiętania. 

- Chcesz mnie obrazić? - Zapytał spokojnym tonem głosu. Zupełnie tak, jakby odpowiedź nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Mogłabym przysiąc, że jego oczy w tym momencie zmieniały odcień na czarny. Emanowało od niego czystą nienawiścią, choć ciągle wydawał się spokojny i opanowany. 

- Ukrywałeś się za maską jak tchórz. Zresztą masz ich wiele. Udawałeś przyjaciela, a potem ją zabiłeś. - Chłopak wstał z krzesła po czym podszedł do mnie i wyjął ostrze, którym wcześniej zostałam zaatakowana. Przełknęłam głośno ślinę i zamknęłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie poczułam bólu. Sznury, którymi byłam związana spadły na podłogę. - Dlaczego mnie rozwiązałeś? - Zapytałam zdziwiona. Miałam coraz gorsze przeczucia. Richy chce się mną pobawić. To gra, która jeszcze się dla niego nie skończyła. Pragnął widzieć jak walczę o życie. 

- Podnieś pokrywę. - Wskazał na paterę stojącą na stole. 

- Co tam jest? - Nie otrzymałam odpowiedzi na pytanie. Stał i obserwował moje ruchy. Drżącą ręką podniosłam metalową pokrywę. Moim oczom ukazały się obcięte kończyny ułożone na tacy. Na jednej z obciętej dłoni można było dostrzec pierścionek, który oblany był krwią. Krzyknęłam ściskając pokrywę mocniej w dłoni. - Czy to? - Mój głos drżał, a wzrok ciągle zawieszony był na zakrwawionych kończynach. 

- Dłonie i stopy Hannah. - Zadrwił. Spojrzałam Richy'emu w oczy. Widziałam w nich wzrok szaleńca. Był dumny z tego co zrobił. - Zapłaciła za swój czyn. Oddając to, co było za to odpowiedzialne. Chciałem dorzucić jeszcze naszyjnik. Jednak powtrzymałaś mnie przed tym zamiarem paląc mój warsztat. - Wzruszył ramionami. - Szkoda. Lubiłem go.

- Czy ona żyła kiedy jej to zrobiłeś? - Zrobiłam krok do tyłu. W przebitej ostrzem części poczułam ogromny ból. Skrzywiłam się i odruchowo złapałam w miejsce zranienia. 

Duskwood/JesteśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz