Znacie ten stan w którym strach, zaczyna być dla Was czymś całkowicie naturalnym? Ja także go nie znałam aż do momentu, w którym nie stał się nieodłączną częścią mojego życia, zupełnie jak oddychanie. Nie musiałam nawet myśleć, by czuć go ciągle pod swoją skórą. Był jak żrący kwas, który piekł mnie z każdą sekundą coraz bardziej, aż do chwili, w której odczuwałam jego fatalne skutki. Mimo wszystko, nie miało to jedynie negatywnego wydźwięku. Strach utrzymywał mnie w przekonaniu, że muszę zachować rozsądek i kierować się bezpiecznymi drogami, które tak trudno było znaleźć. Spojrzałam na telefon, na którego wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Halo? - Zapytałam drżącym głosem. Wiedziałam, że za kilka minut, dowiem się o kolejnej śmierci, na którą nie byłam gotowa.
- Cześć. - Usłyszałam w końcu oschły ton, który sprawił, że przeszły mnie zimnie ciarki. - To co dobre, szybko się kończy.
- Richy, proszę, przestań! - Słowa te wyleciały z moich ust jak z automatu. Wiedziałam, że jedyne co zrobi, to zaśmieje się, kiedy je usłyszy, jednak w głębi duszy żywiłam nadzieję na to, że chłopak się opamięta i skończy spełniać swoje chore fantazje.
- Przedostatnia wskazówka czeka na Ciebie tam gdzie zawsze. Wybacz, że nie byłem nadto kreatywny, jednak goni mnie czas. - Zająknął się, mówiąc te słowa. Wiedział, że jego czas jest ograniczony. Wskazywało to na jeszcze gorsze niebezpieczeństwo. Następna ofiara, może być zaatakowana jeszcze dzisiaj.
- Richy! - Blondyn rozłączył się, nie ciągnąc dalej rozmowy ze mną. - Jake! - Złapałam chłopaka za rękę ciągnąc go w stronę jeziora.
- Co się dzieje? - Zaskoczony przystanął w miejscu, pociągając mnie w tył.
- Ktoś tam jest! - Odwróciłam się na pięcie, ponownie pociągając chłopaka za dłoń. Tym razem nie stawiał oporu. Ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.
W głowie pojawiały mi się setki myśli. Kogo tam znajdziemy? Ile czasu mamy na to, by zweryfikować kto będzie następną ofiarą? Być może, podczas naszej drogi już ktoś ucierpiał. Jeśli Richy nie miał czasu, będzie działać szybko. Tym samym, jego wspólnik może popełnić błąd. Serce kołatało mi jak szalone, kiedy znaleźliśmy się w wyznaczonym miejscu. Pierwszy raz znajdziemy ciało w biały dzień. Rozdzieliliśmy się, nerwowo się rozglądając. Andrenalia, którą w tym momencie odczuwałam, nie pozwalała zatrzymać mi się nawet na chwilę. Z impetem podnosiłam wszystkie napotkane na drodze kłody, w duchu modląc się, by nie znaleźć ciała pod jedną z nich. Opadłam na kolana, nawet nie wiem dlaczego pochyliłam się i wzięłam w dłoń garść ziemi. Ścisnęłam ją z całych sił sprawiając, że przybrała postać zbitej kuli.
- Liv! - Jake podbiegł do mnie, po czym bez niczego przykucnął i objął mnie od tyłu.
- Jake. - Wyszeptałam ledwo słyszalnie. - Jeśli znajdziemy ciało co to zmieni? Kolejna wskazówka będzie kolejną kartką, która nic nie wniesie! - Krzyknęłam otwierając dłoń i wyrzucając z niej ziemię.
- Olivia! - Jake wstał, po czym pochylił się chwytając mnie za łokcie i pomagając mi wstać. - Nie wiemy co znaczą te kartki, mogą być ważne.
- Jake... Może one zaprowadzą nas do Lilly? - Moje oczy zaszkliły się na samą myśl o dziewczynie. Tak bardzo chciałam znaleźć ją żywą.
- Ja też mam nadzieję, że żyje. Śniła mi się ostatniej nocy. - Chłopak spojrzał w dół. W jego oczach widać było cierpienie i tęsknotę za siostrą.
- Ona żyje! Nie chce wierzyć w to, że nie! - Tupnęłam nogą łamiąc jeden z patyków, które znajdowały się pod moim butem. Zachowałam się jak rozkapryszone dziecko. Jednak co to zmieniało? Nie miałam sił. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, by ją znaleźć. Byłam bezsilna, a nie mogłam taka być, oboje nie mogliśmy. Lilly nas potrzebowała. - To nie ją znajdziemy. - Powiedziałam stanowczo.
- Chciałbym w to wierzyć. - Powiedział cicho. Ton jego głosu złamał moje serce na milion kawałków. Musiałam przyznać, że Lilly dała mi w kość swego czasu. Jednak, stała się dla mnie przyjaciółką. W pewnym momencie, odczuwałam z nią silniejszą więź niż z Jessy. Jessy... Odsunęłam się od niej. Przestałam nawet zwracać na nią uwagę. Stała się dla mnie kimś obcym, w przeciwieństwie do blondynki. - Liv. - Jake delikatnie dotknął mojej dłoni. - Cokolwiek się nie wydarzy, wiedz, że nigdy Cię nie opuszczę.
- Mówisz, jakbyś się ze mną żegnał. - Powiedziałam szybko, kładąc chłopakowi dłoń na policzek. - Przejdziemy przez to, jeśli ten drań dotknie Ciebie, Cedrika lub Lilly, sama go zabiję.
- Olivia! Jake! - Usłyszałam znajomy głos, który powodował u mnie dość powszechne i znane poczucie zirytowania.
- Co tu robisz? - Zapytał zdziwiony Jake, patrząc na okularnicę, która podbiegła w naszą stronę.
- Dostałam dziwny telefon, musicie to zobaczyć, chodźcie! - Dziewczyna zaczęła biec w kierunku jakiegoś dużego głazu.
Niewiele myśląc pobiegliśmy za nią. Kiedy znalazłam się w miejscu wskazanym przez dziewczynę, przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Zaczęłam się trząść. Na zimnej skale, była oparta ruda dziewczyna. Jej twarz była skierowana ku niebu. Jej usta były wypełnione żwirem, który pod wpływem lekkiego wiatru, wysypywał się z prawej strony ust. Jej szyja była napuchnięta. Nie musiałam zgadywać, żeby wiedzieć, że jest to spowodowane wyjątkowo dużą ilością okruchowej skały osadowej. Blada twarz dziewczyny sprawiała, że moje wnętrzności ściskały się.
- Cleo! - Rzuciłam się w kierunku dziewczyny potrząsając nią. Jej sztywne i zimne kończyny uświadamiały mnie w tym, że prawdopodobnie jest martwa. - Cleo! - Krzyknęłam, pokładając nadzieję w tym, że otworzy oczy. Palcami zaczęłam wygrzebywać żwir z jej ust. - Będzie wszystko dobrze, zaraz to wyjmiemy i zaczniesz oddychać, nie poddawaj się. - Szybkimi ruchami pozbywałam się ciała obcego. - Cleo... - Szepnęłam opadając na kolana, a w następnej chwili wtuliłam się w jej martwe ciało. - Przepraszam. - Gorzkie łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie żyje. Podejrzewałam ją o współpracę z Richy'm a ona stała się z jego ofiarą. Nie wiem, ile razy powtórzyłam jej imię, zanim Jake na siłę nie odciągnął mnie od zwłok.
- Liv! - Chłopak chwycił mnie za ramiona. - Zabiorę Cię stąd.
- Nie chce iść! - Powiedziałam przez łzy. - Ona mnie potrzebuje, ja muszę to wygrzebać!
- ONA NIE ŻYJE! - Krzyknął a ja czułam się jakbym dostała czymś twardym w głowę.
- To jej wina! - Z impetem popchnęłam Avril. - Co tu robisz? Współpracujesz z nim?
- Ogarnij się! - Dziewczyna odsunęła się na kilka kroków ode mnie. - Nie wiem o czym mówisz, dostałam telefon i tu przyszłam!
- Kłamiesz suko! - Emocje narastały, nawet nie wiem, w którym momencie uderzyłam dziewczynę w twarz, sprawiając, że jej okulary spadły.
- Olivia! - Jake złapał moje ręce, sprawiając, że nie miałam możliwości poruszenia się.
- Jake, ja nie mam z tym nic wspólnego! - Avril podniosła okulary z ziemi, po czym założyła je na nos. - Wezwę policję, a Ty ją uspokój. - Popatrzyła się na mnie krzywym wzrokiem wywracając oczami. - W jej dłoni znalazłam to. - Avril podała Jake'owi karteczkę.
"Ze smakiem je człowiek chleb oszustwa, lecz potem usta jego są pełne żwiru. Prz. 20, 17 . G."
********
Hejka, jak minął weekend? Mam nadzieję, że rozdział się podoba! x
CZYTASZ
Duskwood/Jesteś
FanfictionPewnego dnia w Duskwood zaginęła dziewczyna - Hannah Donfort. Trzy dni po zaginięciu jej chłopak dostaje z jej numeru, wiadomość z tajemniczym numerem telefonu. Opowiadanie inspirowane grą, w rozmowy będę wplatać swoje własne dialogi kiedy, co i jak...