Nasza trójka bohaterów była już niedaleko Loc Muinne, niestety musieli zostawić po drodze konie i dalej iść na pieszo, przez to że trzeba było wspinać się po górach. Idalia szła za Geraltem i Iorwethem, nie potrafiła dotrzymać ich tempa, bo była już zmęczona marszem. Miała wrażenie, że zaraz zleci w dół doliny jeżeli zbliży się do skarpy.
- Poznaję tę dolinę, ścieżka wiedzie do bram miasta, jesteśmy już blisko - powiedział Iorweth.
Idalii od razu ulżyło, kiedy to usłyszała. Jednak zaczęły ją niepokoić ryki harpii w oddali i nie tylko ona je usłyszała, bo wiedźmin również. Geralt dobył srebrnego miecza, żeby być w gotowości gdyby potwory miały zaatakować. I dobrze, że tak uczynił bo grupka harpii właśnie się pojawiła. Geralt od razu w jedną z nich wbił swój srebrny miecz, a harpia padła trupem na ziemię.
- Zaraza, trzymajcie się blisko mnie, zaraz się ich pozbędę.
Pech chciał, że Geralt jako jedyny był w posiadaniu srebra. Wiedźmin ciachał harpie jedna po drugiej, Iorweth starał się mu pomóc ale stalowy miecz nie zadawał zbyt wielu obrażeń potworom. Idalia po raz kolejny poczuła się bezużyteczna. Nie była im tutaj wcale potrzebna. W jej głowie jednak zawitała myśl, że musi sobie załatwić srebrny miecz, bo okazuje się, że jest bardziej przydatny niż zwykła stal.
- Zaraza - burknął pod nosem wiedźmin dobijając ostatnią harpię - mam nadzieję, że to już wszystkie.
- Cáemm, szkoda czasu - powiedział Iorweth, który już ruszył przed siebie. Geralt i Idalia ruszyli za elfem.
Kiedy byli już na samym dole doliny, Geralt dał znak żeby się zatrzymali. Iorweth zbaraniał nie wiedząc o co chodzi wiedźminowi.
- Rycerze Zakonu Płonącej Róży - wskazał wiedźmin palcem - musimy znaleźć inną drogę.
- Dlaczego? - zapytała Idalia.
- Dlatego, że jesteście elfami. A zwłaszcza Iorweth to nie byle jaki elf, więc od Zakonu Płonącej Róży powinien trzymać się z daleka.
- To fakt, dla nich dobry elf to martwy elf - stwierdził Iorweth - no cóż, nic straconego bo znam inne przejście do Loc Muinne. Musimy przejść przez grotę, wtedy wyjdziemy od razu w mieście, nikt nas nie zauważy.
- Chodźmy więc - odpowiedział mu białowłosy.
***
Cała trójka bezpiecznie szła przez grotę, jednakże w środku musieli zmierzyć się z krabopająkiem. Na widok tego stwora Idalia odruchowo złapała się za brzuch, w miejsce w którym miała bliznę po walce z krabopająkiem jeszcze we Flotsam. Nie chciała ponownie przeżywać tego samego, więc stała na uboczu i strzelała z łuku w stwora podczas gdy mężczyźni walczyli z nim w zwarciu. W końcu potwór padł martwy na ziemię, a cała trójka mogła ruszyć dalej.Zbliżali się powoli do wyjścia z groty, co oznaczało, że zaraz znajdą się w mieście. Idalia modliła się w duchu, żeby nie trafili na żadnych strażników po drodze. Straży nie było, jednak wyskoczyły na nich gargulce.
Geralt od razu wyjął srebrny miecz i stanął do walki z kamiennymi stworami. Kiedy jeden z gargulców zaczął szarżować w stronę wiedźmina, białowłosy użył znaku Quen, który zabsorbował obrażenia. Geralt załatwił gargulca dwoma potężnymi ciosami srebrnego miecza, wyminął truchło i rzucił się na drugiego stwora. Gargulec zaatakował wiedźmina, a ten nie zdążył użyć Quen, więc stwór drasnął go w ramię, jednak Geralt od razu oddał mu rzucając znak Aard. Gargulec ryknął i zatoczył się do tyłu.Iorweth i Idalia obserwowali walkę wiedźmina z kamiennym stworem, do momentu kiedy usłyszeli zbliżających się strażników. Iorweth odruchowo pociągnął rudowłosą za ramię i schował się razem z dziewczyną w jednej ze szczelin w ruinach. Ledwo się tam razem zmieścili. Brunet obejmował Idalię od tyłu a ona opierała się o jego klatkę piersiową.
CZYTASZ
Zaufaj Mi || Iorweth x OC [ZAKOŃCZONE]
FanfictionKrótko i na temat. Idalia - młodka elfka, która znalazła się jakiś czas temu w okolicy Flotsam dołącza do komanda Iorwetha w ramach odwdzięczenia się za uratowanie jej tyłka. I tu zaczyna się przygoda dziewczyny do której dołącza też pewien wiedźmin...