7. Kejran, wódka i zioła

114 14 4
                                    

Zaspana jeszcze Idalia leniwie otworzyła oczy. Chciała się przeciągnąć ale coś ją powstrzymało. A raczej ktoś. Okazało się, że rudowłosa była właśnie w objęciach Jaskra, który jeszcze spał. Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów mężczyzny, który spadł na jego czoło. Jaskier zaczął coś mamrotać pod nosem, aż w końcu otworzył oczy.

- Dzień dobry, śpiąca królewna się wreszcie obudziła.

- Dobry. Jeszcze nigdy tak dobrze nie spałem.

- Mhm.

Idalia oswobodziła się z objęć Jaskra i wstała. Zakręciło się jej trochę w głowie, ale rudowłosa to zignorowała i zaczęła zbierać swoje ubrania z podłogi. Szatyn cały czas ją obserwował.

- Fundujesz mi ciekawe widoki.

- No, napatrz się. Bo już nie będziesz mieć więcej okazji.

- Tak? Jesteś tego taka pewna?

- Ta - Idalia spostrzegła dwie puste butelki po jakimś trunku, które leżały na podłodze - Jaskier? Co było w tych butelkach?

- Wódka była. Ale już nie ma.

- Wyzerowaliśmy dwie butelki wódki wczoraj?

- Wydaje mi się że tak, ale nie pamiętam dokładnie.

- Dobrze, że mam mocną głowę - stwierdziła elfka i zaczęła się ubierać.
Gdy już założyła wszystko na siebie podeszła do leżącego na łóżku Jaskra i pocałowała go w policzek na pożegnanie. Pospiesznie wyszła z pomieszczenia prawie potykając się o własne nogi. Gdy już wyszła z karczmy zderzyła się z kimś. Gdy spostrzegła białe włosy, od razu zorientowała się że to Geralt.

- Noc z Jaskrem udana? - zapytał wiedźmin. W ręce trzymał jakiś worek i wyglądał jakby właśnie stoczył jakąś zaciętą walkę.

- Co? - zapytała elfka wpatrując się w wiedźmina. Po chwili jednak sobie przypomniała, że wczoraj Geralt ich przyłapał - Geralt przepraszam, że musiałeś to widzieć. Udajmy, że nic się nie wydarzyło i zmieńmy temat. Co masz w worku?

- Trofeum z Kejrana, którego zabiłem.

- Och...

- Muszę to zanieść do zleceniodawcy, więc wybacz ale będę już szedł.

- Nie ma sprawy, do zobaczenia!

Idalia po pożegnaniu się z Geraltem wyszła z miasta. Zaczęła się kierować w stronę obozu Scoia'tael. Ale po drodze zaszła jeszcze do Bindugi. Musiała załatwić sobie nowy łuk, bo poprzedni został zmiażdżony przez krabopająka. Weszła po drabinie na platformę na której stał Cedric.

- Hej Cedric!

- Idalia, potrzebujesz czegoś?

- Masz może na zbyciu jakiś łuk? Bo mój tak jakby się zepsuł.

- Tak jakby?

- Miałam przygodę z krabopająkiem, ale jak widzisz nic mi nie jest!

- Mhm, przykro mi ale nie mam żadnego łuku na zbyciu. Mogę za to ci sprzedać miecz, jest dosyć lekki więc powinnaś sobie dać z nim radę.

Idalia potrzebowała chwili na zastanowienie. Nigdy nie walczyła mieczem, nawet nie potrafiła go trzymać, ale może Iorweth albo Ciaran zgodziłby się udzielić jej paru lekcji?

- Wezmę ten miecz. Ile jestem ci winna? - zapytała i zaczęła szukać swojej sakiewki z orenami. Po chwili się zorientowała, że jej nie ma - A właściwie to nieważne, bo zgubiłam swoja sakiewkę i nie mam czym zapłacić.

- Ech, niech będzie moja strata. Dam ci go za darmo, bo jeszcze coś cię zeżre w tym lesie i to będzie moja wina.

- Wow, dzięki Cedric.

Elf podał Idalii miecz razem z pochwą na niego. Rudowłosa przypięła sobie miecz do pasa i pożegnała się z Cedrikiem.
Zeszła z platformy i udała się głębiej w las. Miecz co jakiś czas obijał się o jej nogę, co było dla elfki strasznie niekomfortowe. Już zaczynała tęsknić za swoim łukiem.

**

Po jakimś czasie Idalia dotarła w końcu do obozu, jednak większość namiotów było już poskładanych, tak jakby komando szykowało się do drogi. Zauważyła w oddali Iorwetha i Ciarana do których od razu podbiegła.

- Wybieramy się gdzieś? - zapytała.

- Tak. Wyruszamy niedługo do Vergen. Wiedziałabyś, gdybyś się nie szlajała po karczmach. Śmierdzisz wódką - burknął wyraźnie zdenerwowany Iorweth.

- Sam mnie tam puściłeś, nie miej do mnie teraz wyrzutów!

- Myślałem, że masz choć trochę rozumu, dlatego cię puściłem — odparł zdenerwowany.

- Iorweth, daj jej spokój. Chodź, mamy jeszcze sporo do zrobienia. Ida, mogłabyś pójść do Rity? - Ciaran zwrócił się do elfki.

- Pewnie. Wolę jej towarzystwo niż wielkiego pana przywódcy. Phi.

Iorweth tylko pokręcił głową na uwagę dziewczyny. Działała mu już na nerwy.

Idalia skierowała się w stronę namiotu medycznego, który w porównaniu do innych jeszcze nie był złożony. Rita była w środku i grzebała w ziołach. Idalia podeszła do niej i zaczęła się przyglądać.

- Dobrze, że wróciłaś. Przydasz mi się.

- Do czego? - zapytała zdziwiona Idalia.

- Muszę posegregować te zioła. Większość z nich jest lecznicza.

Idalia dokładnie słuchała jak Rita tłumaczyła jej które zioła są które, bo na tym znała się tak jak na walce mieczem - czyli wcale.

— Nie, to nie tutaj. Obok - skarciła ją Rita.

— Wybacz, nie mogę się skupić.

— A co cię trapi?

— Iorweth zawsze taki był? — zapytała Idalia.

— Taki? Czyli jaki? — Rita nie do końca zrozumiała pytanie dziewczyny.

— No taki. Buc.

— Ano był, ale jak go poznasz bliżej to już tak nie będziesz uważać. Iorweth o nas dba i jesy dobrym przywódcą. Ma dużo na głowie, może dlatego jest teraz "taki".

Idalia pokiwała głową i tym razem już się zaczęła skupiać na ziołach.

Zaufaj Mi || Iorweth x OC [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz