27. Dom

101 7 12
                                    

Pogrom dalej trwał w najlepsze, a białowłosy wiedźmin właśnie był po walce na śmierć i życie ze smokiem. Saskia w swojej prawdziwej postaci wylądowała w lesie nabijając się na jedno z drzew, ale dzięki temu była uziemiona i nie była już w stanie zaatakować Geralta. Biały wilk wyciągnął sztylet od Filippy, który miał za zadanie zdjąć urok z Saskii i podszedł do smoczycy.
Przyłożył delikatnie sztylet do głowy smoka, a ten zaświecił się na złoty kolor. Przez chwilę emanował złotym blaskiem, a sama Saskia po chwili przemieniła się spowrotem w swoją ludzką postać. Blondynka wyglądała okropnie, jej twarz była cała posiniaczona a nad piersią miała dziurę, która krwawiła.

— Witam wśród żywych — powiedział Geralt.

— Dzięki wiedźminie.

— Jak się czujesz?

— Nic mi nie będzie, szybko się regeneruję — odparła blondynka.

Wiedźmin zamienił jeszcze parę słów z Saskią, wypytując ją o wszystko co chciał wiedzieć. Jednak dziewczyna nie powiedziała mu wszystkiego, wolała zachować pewne sekrety dla siebie. Białowłosy pożegnał Saskię i skierował się znowu do Loc Muinne, żeby znaleźć Iorwetha i Idalię.

***
Dwójka elfów dalej chowała się w budynku, jednak byli tam na tyle długo, że pogrom zaczął powoli się kończyć. Jednak miasto dalej stało w płomieniach, a na ulicy można było poczuć swąd spalonych ciał i zapach utoczonej z przebywających tu ludzi krwi.

— Wygląda na to, że wszystko się kończy. Powinniśmy iść poszukać Geralta — odezwał się Iorweth.

— Zatem chodźmy. Im szybciej tym lepiej.

Idalia od razu podniosła się do pozycji stojącej i dotknęła swojego zabandażowanego ramienia. Opatrunek powoli nasiąkał krwią, ale teraz nie było czasu na to, żeby lepiej się tym zająć.
Iorweth jednak to zauważył.

— Nie wygląda to najlepiej — stwierdził.

— Nic mi nie będzie, teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.

Idalia wyszła na zewnątrz pierwsza i zaczęła się rozglądać. Ulice były puste, ale w niektórych miejscach można było ujrzeć stosy spalonych ciał. Iorweth wyszedł również i stanął za Idalią, kładąc rękę na jej ramieniu.

— Chodźmy stąd — zarządził.

Rudowłosa go posłuchała i razem udali się szukać Geralta. Jednak zamiast na Geralta to trafili na Letho i...Triss. Idalia zdziwiła się widząc czarodziejkę, bo przez ten cały czas nie było wiadomo co się z nią działo.

— Letho? Co ty tu robisz? — zapytał Iorweth, od razu dobywając swojej broni. Nie ufał wiedźminowi, nie po tym co zrobił.

— Czekam na Geralta — odparł Letho.

Triss się nie odzywała. Coś musiało jej się wcześniej stać bo była całkowicie poobijana.

— Geralta tu nie ma, przynajmniej narazie. Właśnie go szukaliśmy.

— Ach, to ta twoja piękna elfia towarzyszka, którą uratowałem przed krabopająkiem. Nie mieliśmy okazji porozmawiać.

Idalię coś niepokoiło w tonie głosu wiedźmina. Przysunęła się bliżej Iorwetha i złapała jego dłoń, tak jakby się bała że Letho będzie chciał ją porwać, tak jak to zrobił z Triss. Iorweth gdy tylko poczuł dotyk na swojej dłoni, od razu splótł ich palce razem i nie zamierzał jej puścić.

— Ona nie będzie z tobą rozmawiać — odparł Iorweth.

— Ach tak, waleczny książę broni swojej ukochanej. Spokojnie Lisie, nie zamierzałem nic jej zrobić.

Zaufaj Mi || Iorweth x OC [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz