Daisy
Prawdopodobnie nigdy nie będę na to gotowa, choć każdy przygotowywał mnie do tego, odkąd skończyłam piętnaście lat.
Wiecie, jak to jest?
Jakby ktoś siłą i bez ostrzeżenia próbował wyszarpać, bezdusznie z piersi twoje serce, nie przejmując się tym, czy będzie to bolało.
Nerwowo wycieram spocone dłonie o materiał spodni, kiedy tylko opadam na wolne krzesło, tuż obok jej łóżka, które po spędzonych latach powinno być podpisane moim imieniem. Staram się oddychać miarowo, jednak nieustannie zwężająca się w szlochu krtań, nawet nie podejmuje najmniejszych starań, by mi to ułatwić – szczególnie w tym dniu.
Przełykam powietrze, unoszę dzielnie brodę i spoglądam w jej stronę.
Tak, jak każdego innego dnia oczy kobiety wciąż pozostawały zamknięte, a swoją obecność zawdzięczała specjalistycznemu sprzętowi, który nadawał jej odpowiednie parametry, potrzebne do życia.
Na to nie da się przygotować.
Lekarze nie dają gotowej recepty. W poczekalni nie dostaniesz broszury o właściwym postępowaniu, w przypadku wystąpienia ciążącego, na twoim sercu uczucia, o którym nie jesteś w stanie zapomnieć – bo to, co czuję właśnie w tej chwili, jest tak niecodziennie bolesne, że nigdy nie powinno być prawdziwe.
Mimo goryczy, smutku i totalnego załamania, jakie obejmuje mnie od środka, uśmiecham się. Robię to tak szeroko, jak sama kochała to robić. Potrafiła się śmiać się razy w ciągu całego dnia, że brakowało jej czasu na oddech.
Zawsze najpierw słyszałam jej śmiech, a dopiero później dostrzegałam posturę ciała, do którego tak chętnie biegłam się przytulić.
Teraz, kiedy spoglądam na rysy jej twarzy, oczami wspomnień dostrzegam nasz mały, ceglany dom, z dużym, zielonym ogrodem, którego zazdrościli nam goście oraz wszyscy przechodnie. Uwielbiała w nim przesiadywać. Był jej lekarstwem na wszystko. Przeżywała w nim różnie skrajne emocje: od bólu, przez stres, niepewność i smutek, aż po najprzyjemniejsze szczęście.
Szczęście.
To słowo już dawno przestało pasować do naszej rodziny. Kiedyś będące uosobieniem naszej trójki, teraz skutecznie omijało nas szerokim łukiem.
Nie chciałam dla niej takiego rozwiązania. To, co przyswajałam teraz jako nową, mroczniejszą rzeczywistość, nie stanowiło mojej decyzji – takich nie powinni podejmować ludzie w moim wieku i z emocjonalnym zaangażowaniem, co do osoby, której ona dotyczyła. Jednak bez pisemnego sprzeciwu taty wobec woli kobiety, którą równie mocno kochał, byłam bezsilna.
Osoby znajdujące się na tym samym etapie życia, co ja wychodzą na miasto w piątek wieczorem, kończąc przy dobrych prognozach cykl imprezowania w poniedziałek rano. Podróżują, zdobywając świat albo zmieniają partnerów w zależności od dnia tygodnia, pragnąc odnaleźć idealnie pasującą do siebie połówkę.
Mając dwadzieścia trzy lata, powinnam się bawić, śmiać i budować wspomnienia, o których za trzydzieści lat będę mogła mówić, jak o najwspanialszych chwilach mojego życia.
A zamiast tego jestem tutaj, bo już od dawna nie należę do tak zwanej większości.
Nie żałowałam tej decyzji, bo nawet jeśli, jakimś cudem ta kobieta poprosiłaby mnie, bym zaczęła żyć własnym życiem, nie zrobiłabym tego. Za bardzo ją kochałam, by odstąpić ją na krok.
Harriet Morgan dała mi dużo miłości, a jej fragmenty zapisały się w moim sercu z najmniejszym detalem. Nic nie równało się z czasem, jaki mogłam spędzić w jej towarzystwie, a już na pewno nie wynagrodziłyby mi go alkohol czy bezinteresowny seks.

CZYTASZ
ENEMIES | 🔒
RomantikOn zrujnował jej marzenia i wystawił życie na kolejną próbę. Znienawidziła go, jednak podjęła wyzwanie, by odzyskać to, co straciła, zatrudniając się u niego, jako asystentka - i to z najprawdziwszym piekła rodem 😈 |enemiestolovers, hatetolove, rom...