Daisy
Czuję się, jakby cały wszechświat był przeciwko mnie. Szczególnie teraz, kiedy zostaję siłą wypchnięta z restauracji, wprost pod kurtynę deszczu.
Mam zamiar ostatni raz popatrzeć wprost w spojrzenie kierownika restauracji, chcąc wytłumaczyć całą, tę zaistniałą sytuację. Jednak to do niego należy ostatnie zdanie. Dlatego po prostu zamyka mi, z głośnym trzaśnięciem drzwi przed nosem, zostawiając kompletnie rozbitą, pośród biegających, w popłochu przed wodą ludzi na ulicy.
Wypuszczam ciasno trzymane, w płucach powietrze.
Cholera.
Wszyscy. Na prawdę wszyscy mogliby być na moim miejscu. Więc dlaczego to właśnie ja muszę ścigać porażkę, za porażką?
Przełykam cierpkość własnych myśli i nie mając wyboru, obejmuję się ciasno ramionami, chcąc na jak dłużej zachować ciepło i podzielając zachowanie innych, ruszam biegiem wzdłuż ulicy, w kierunku najbliższego przystanka autobusowego.
Z każdym, kolejnym metrem czuję, jak przez pękniętą podeszwę w butach, którą zapomniałam nad ranem skleić, zaczynam tonąć w istnej powodzi, co dostatecznie podkręca tempo mojego zdenerwowania. Bo kiedy w Anglii zamawia się słońce, w ostateczności, jak na złość otrzymuje się deszcz, i to jeszcze z nawiązką, że oczekiwałeś za dużo.
- Hej! Czekaj!- unoszę wysoko dłoń wśród czerni nocy, kiedy autobus z moim numerem właśnie odjeżdża z zajazdu- Hej! Hej! Cholera!
Zatrzymuję się gwałtownie w miejscu, nie wiedząc dokładnie, czy lepiej po tym wszystkim, co mnie dzisiaj spotkało zacząć krzyczeć, czy jednak płakać.
Opadam pozbawiona sił na ławkę, czytając wcześniej, z tabliczki rozkładowej, że następny kurs przyjedzie dopiero za pięć godzin.
Pięć godzin.
Odchylam do tyłu głowę, wypuszczając zrezygnowanie powietrze przez usta, by następnie zasłonić dłońmi grymas bólu i rozpaczy, jaki wkrada się na rysy mojej twarzy.
Czy ja naprawdę proszę o wiele?
Chciałam tylko wyjść na prostą. Tylko tego oczekiwałam. A zamiast tego, ten cholerny Jamie Chaplin, który potrafił niszczyć wszystko, co skrupulatnie budowałam na własnej drodze, musiał po raz kolejny zadać ostateczny cios, by ponownie przyszło mi ocierać kolana po porażce i zacząć ponownie od nowa.
Energia napędzana złością powraca do mnie, niczym bumerang, kiedy wymierzam kopnięciem w metalową część konstrukcji przystanku, krzycząc głośno w otaczającą mnie noc.
Echo mojego głosu niesie się po okolicy.
Przystaję w miejscu, zaciskając palce na nasadzie nosa, kiedy w żaden sposób ten nagły zryw nie pomaga mi w opanowaniu wszystkich sprzecznych myśli i uczuć, które pulsowały w mojej skroni.
Zerkam w stronę ulicy. Później na rozkład jazdy. A następnie znów na ulicę, kiedy mój umysł podpowiada mi najgorszy, z możliwszy scenariuszy, by dostać się do domu.
- Nie Daisy. Nie zrobisz tego- mówię sama do siebie, kiedy dusza, ukryta wewnątrz mnie próbuje ze mnie zadrwić- Po prostu zadzwonisz po taksówkę i wrócisz do domu.
Tym razem to ciało śmieje się ze mnie mimowolnie, z wyrazem bólu, zapisanym w kącikach moich ust.
- Tak. Zadzwonię- szepczę z przekąsem- Akurat.
Naciągam mocniej kaptur kurtki na głowę i ponownie wychodząc pod kurtynę deszczu, wcielam swój plan w życie, wystawiając dłoń, tuż przed światła mijających mnie aut.
CZYTASZ
ENEMIES | 🔒
RomanceOn zrujnował jej marzenia i wystawił życie na kolejną próbę. Znienawidziła go, jednak podjęła wyzwanie, by odzyskać to, co straciła, zatrudniając się u niego, jako asystentka - i to z najprawdziwszym piekła rodem 😈 |enemiestolovers, hatetolove, rom...