Rozdział trzydziesty

2.4K 107 3
                                    

Daisy

- Dobra. Jak bardzo jest źle?- rozkładam na bok dłonie, okręcając się w miejscu.

- Dalej podtrzymuję zadanie, że powinnaś się mu postawić i nigdzie nie iść.

- Tak?- nachylam się w stronę ekranu telefonu, gdzie po drugiej stronie Sally zajada się zupą z torebki, czyli swoim popisowym daniem- Ja jednak wolałabym, by zapłacił mi za nadgodziny i spędzone weekendy, które poświęciłam na ten cholerny projekt. W przeciwnym wypadku w poniedziałek czeka mnie przymusowe zwolnienie.

Unoszę brwi, oczekując, odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie, na co Sally wywraca oczami.

- Wyglądasz fatalnie.

Pobawiona wszelkich sił, opadam ciężko na materac łóżka. Po powrocie z Finixen udało mi się zmrużyć oczy na czterdzieści minut, co było jeszcze gorsze od bezsenności.

- Ale co się dziwić, jak nie spałaś całą noc, a do tego masz zamiar iść na jakąś ekstrawagancką kolację w starej spódnicy, która widziała lepsze czasy.

Podnoszę się z powrotem do siadu, zerkając na ekran telefonu.

- Dlaczego nie pożyczyłaś czegoś ode mnie?

Karcę ją spojrzeniem.

- Bo tutaj nic z cekinami, kolorowymi piórami i innymi, skupiającymi na sobie skutecznie spojrzenie dodatkami nie pasuje.

- Tak- rozmarza się Sally- Zapomniałam, że wy, normalni śmiertelnicy nie wiecie co, to odwaga.

Uśmiecham się blado w jej stronę, dokładnie w tym samym momencie, gdy wewnątrz apartamentu rozlega się ciche pukanie.

- Zaczekaj, Arogancki Dupek, mój szef chyba właśnie dobija się do drzwi.

- Weź mnie ze sobą, to mu wygarnę, co dokładnie o nim myślę.

Sally krzyczy przez głośnik w telefonie, kiedy ruszam przez środek małego salonu.

- Przynajmniej przez telefon nie będzie patrzył na mnie z góry!

Z niechęcią otwieram drzwi, jednak szybko się jej pozbywam, kiedy w progu spotykam się z młodym chłopakiem, w uniformie z logiem hotelu.

- Buenos días. Señorita Morgan?

- Tak. Znaczy. Sí. Przepraszam.

- Angielski? Okay. W porządku. Rozumiem- widać nie tylko ja stresowałam się w obliczu obcego języka- To dla pani- chłopak wystawia w moją stronę ciemny pokrowiec ze złotym napisem.

- Przepraszam, ale chyba zaszła pomyłka. Niczego nie zamawiałam z pralni.

Pracownik hotelu marszczy pośpiesznie brwi, zerkając na kartkę zawieszoną na wieszaku.

- Wszystko zgadza się z zamówieniem. Pani nazwisko oraz numer pokoju- nieprzekonane sięgam po pokrowiec, szczególnie że nie wiem, czego dokładnie w jego środku mogę się spodziewać- Jeśli sobie pani tego życzy, to mogę zgłosić do kierownika pralni zastrzeżenia odnośnie do zamówienia.

- Nie trzeba. Jest w porządku. Dziękuję- pracownik przytakuje głową, ruszając wzdłuż korytarza, kiedy ja wracam do środka apartamentu tuż przed zainteresowanie spojrzenie Sally.

- Co tam masz?

- Do końca nie jestem pewna, po prostu mi to przyniesiono- przyglądam się z dystansem ciemnemu pokryciu, próbując doszukać się skazy.

ENEMIES | 🔒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz