Rozdział dziesiąty

2.9K 101 3
                                    

Daisy

Po dwóch przesiadkach metrem, którego odcinek akurat dzisiaj musieli remontować, trzech skrzyżowaniach, gdzie nerwowo krążyłam w miejscu, czekając na zielone światło i dziesięciokrotnym skanowaniu identyfikatora, który, jak na złość nie chciał akurat dzisiaj zadziałać w końcu wykończona, ale pełna optymizmu docieram na korytarz działu, gdzie ma się odbyć wyłonienie zwycięzcy na stanowisko pracy w Webb&Stern.

W biegu przygładzam marynarkę, na którą wydałam ostatnie oszczędności, zamiast opłacić zaległe rachunki za prąd, jaki lada dzień mi odłączą. Poprawiam włosy, które tuż po wyjściu z domu zaczęły się puszyć od wilgotności zapisanej w powietrzu oraz wierzchem dłoni ścieram krople deszczu z policzków, kiedy niezauważalnie wpadam na Pauline w przejściu.

- Oh. Przepraszam- mówię od razu, pochylając się nad teczkami, które opadają na podłogę, tuż u naszych stóp. Pospiesznie zbieram w całość wszystkie projekty kandydatów, którzy chcieli zawalczyć o posadę w Webb&Stern.

Wśród nich nie ma mojej zielonej. Czy to znak, że wygrałam?

- Nic się nie stało. Dziękuję i- Pauline patrzy w moją stronę, jakby nie była przygotowana na to, że mnie spotka, kiedy podaję jej zebrany plik teczek i ruszam w stronę sali konferencyjnej, gdzie za szklaną szybą dostrzegam Sally w towarzystwie Jamiego- Panno Morgan? Mogę w czymś pomóc?

Zatrzymuję się nieruchomo w miejscu, by chwilę później ponownie spotkać się z zagubionym spojrzeniem Pauline.

- Nie. Wszystko w porządku- próbuję się uśmiechnąć, nawet jeśli kobieta, stając tuż przed drzwiami skutecznie je zasłania.

- W takim razie, co pani jeszcze tutaj robi?

- Słucham?- to słowo wymyka się z mojej krtani szybciej, niż wypowiedziane pytanie kobiety dociera do mojego umysłu- Przepraszam, ale nie do końca  rozumiem, o co ma pani na myśli.

Asystentka Dominica Webbstera wpatruje się z takim samym niedowierzeniem we mnie, jak ja w nią.

- Nie otrzymaliśmy pani projektu- umieram.

Moje serce właśnie w tym momencie przestaje bić, albo płuca odmawiają współpracy z oddechem. Nie ważne, co jest powodem mojego stanu, ale skutecznie sprawia, że zbliżam się do granicy z omdleniem.

- To przecież nie możliwe. Ja- słowa grzęzną w mojej piersi, kiedy spojrzeniem spotykam się z Jamiem Chaplinem.

Ja już wygrałem panno Morgan.

Krew opływa mi z twarzy.

- Bardzo mi przykro, ale procedury są jasne. Nie wykonała pani projektu końcowego, przez co niestety jestem zmuszona do tego, by prosić panią o opuszczenie firmy, co naprawdę robię z bólem serca- niespecjalnie przejmuję się słowami Pauline, kiedy napływająca do mojego ciała ponownie krew zaczyna wrzeć pod wpływem złości- Była pani obiecującą kandydatką na stanowisko w naszej firmie i naprawdę liczyłam na większe zaangażowanie z pani strony. Niemniej jednak dziękuję za współpracę.

Czuję się, jakby ktoś zamknął mnie w mydlanej bańce, od której powierzchni odbijają się wszystkie problemy świata zewnętrznego, kiedy w jej wnętrzu próbuję pogodzić niedowierzanie z ogłuszającą mnie wściekłością.

Pauline wchodzi do środka sali konferencyjnej, w której też miałam się znajdować, a zamiast tego pozostaję dalej w tym samym miejscu, czując na sobie spojrzenie, które wypala dziury w moim ciele. Na mojej skórze oraz odciska piętno na moim umyśle.

Nie. To nie Jego spojrzenie jest za to odpowiedzialne.

Robią to wszyscy inni, obecni w pomieszczeniu patrząc na mnie przez szklaną ścianę.

ENEMIES | 🔒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz