On zrujnował jej marzenia i wystawił życie na kolejną próbę. Znienawidziła go, jednak podjęła wyzwanie, by odzyskać to, co straciła, zatrudniając się u niego, jako asystentka - i to z najprawdziwszym piekła rodem 😈
|enemiestolovers, hatetolove, rom...
W czasie podróży do domu towarzyszy nam cisza, połączona z kojącym brzmieniem jednej z piosenek Andrew Belle o tytule, który mógłby być linią melodyczną dla naszej historii.
Ilekroć próbuję coś powiedzieć, moje usta wypuszczają jedynie zduszone powietrze.
Czy warto dzisiaj jeszcze podejmować temat do rozmowy? Szczególnie że widzę, jak Jamie, głęboko pogrążony jest we własnych myślach?
Widzę dokładnie, jak skupiony na drodze, analizuje każde słowo siostry oraz ostatnie miesiące spędzone na walce o jej dobro. Chce doszukać się wśród nich jej kłamstwa. Chce wiedzieć, gdzie popełnił błąd i czego nie zauważył.
Nie potrafię wyobrazić sobie, jaką walkę musi toczyć w tym momencie wewnątrz siebie, gdy nawet i ja nie wiem, jakiej myśli najpierw poprzestać, by odnaleźć się w tej sytuacji.
Kiedy ponownie parkujemy pod kamienicą, gdzie wynajmuje mieszkanie, cisza staje się jeszcze bardziej ogłuszająca i niewygodna. Jamie wyłącza silnik samochodu, opadając ciężko na fotel. Jego spojrzenie utkwione jest wciąż w przedniej szybkie, jednak doskonale wiem, że myślami jest daleko stąd.
Odruchowo wsuwam palce w zagłębienie jego dłoni, na których w odpowiedzi zaciska mocno uchwyt.
- Może jednak namówię cię do wejścia na górę?- mój głos wypełnia pustą przestrzeń auta, dając mu ukojenie, które widzę w rozluźniających się rysach jego twarzy- Zamówimy pizzę bez ananasa i okay, poświęcę się i oglądnę Władcę Pierścieni- uśmiecham się pod nosem, jednak kiedy zwraca do mnie swoją twarz, doskonale wiem, że to zestawienie dzisiaj nie pomoże.
- Powinienem wrócić do siebie- zaciska przepraszająco usta, w momencie gdy łączą się nasze spojrzenia.
Wsuwam się na tyle z mojego fotela, by dosięgnąć ustami jego policzka.
- Rozumiem. Widzimy się w poniedziałek.
Wychodząc z samochodu, zabieram torebkę i parę szpilek, które zadały wystarczający ból moim stopom, jednak nim udaje mi się wydostać na zewnątrz, Jamie obejmuje pewnie dłonią mój nadgarstek, by następnie wypełnić mnie słodyczą własnych ust.
Poddaję się temu. Pragnę tego i nie mam zamiaru odpuszczać.
Dlatego obejmuję jego policzki, skąd doskonale czuję, jak jego napięta wcześniej w złości, niedowierzeniu i poczuciu bezradośni szczęka, tak chętnie się rozluźnia. Jamie przesuwa się palcami wzdłuż mojej ręki, aż do brody, którą pociągając w swoją stronę, przekonuje do przyjęcia jego języka.
Mruczę cicho w jego usta, czując, jak rozkosz zalewa mnie z każdej strony.
- Dziękuję Daisy- szepcze, muskając moje wargi- Dziękuję, że byłaś tam dzisiaj ze mną.
Na powrót łączymy nasze spojrzenia, gdzie to moje emanuje najszczerszą troską o mężczyznę, na którym zaczyna mi zależeć, a jego tak ochoczo, bez walki ją przyjmuje.
~*~
Kiedy pokonuję ostatnią część schodów i wdrapuję się na czwarte piętro, sięgam po telefon w zagłębieniu torebki, który miałam wyłączony przez całość spotkania. Co najwyraźniej było dobrym pomysłem, bo po chwili mój ekran zalewa fala wiadomości od Sally.
Sally: On zwariował!! On kompletnie zwariował na twoim punkcie, Daisy.
Sally: Dopiero godzinę temu kurier dostarczył ostatnią przesyłkę. Twoje mieszkanie przypomina teraz tą piękna kwiaciarnię, na rogu ulicy, niż przestrzeń do zamieszkania.
Sally: Jak coś to moja kanapa wciąż jest wolna! Tak tylko przypominam.
Sally: Choć przyznam, że oryginalnością, to on się nie wykazał.
Sally: Tak, wiem. Przypominają ciebie, ale mógł się chociaż trochę postarać o coś większego i bardziej spektakularnego.
Sally: Zamknęłam drzwi na klucz, tak jak prosiłaś.
Sally: A i jakby twoja sąsiadka nagle zaczęła Cię wyzywać. To, jakby coś to nie była moja wina. Naprawdę jej nie zauważyłam!
Sally: Jak tam herbatka u Chaplinów?
Sally: Daisy, nie ma cię już dwie godziny. Ile to jeszcze będzie trwało?
Sally: Kobieto odchodzę od zmysłów. Po prostu napisz, czy żyjesz.
Sally: Hallo! Daisy!
Czytam ostatnią wiadomość, dokładnie w tym samym momencie, kiedy zapalam światło w środku mieszkania.
- O mój Boże.
Odkładam na bok, trzymane w dłoniach rzeczy, ruszając od razu między wiklinowymi koszami w stronę salonu, gdzie w każdej jego części znajdują się stokrotki pod różnymi postaciami. Były one zaaranżowane w bukietach, w świeżo ciętych wiązaniach, jak i ogromnych koszach, które zajmowały praktycznie całą wolną przestrzeń mojego mieszkania.
Największy z prezentów Sally ustawiła na blacie kuchennym, gdzie na górze przepięknego bukietu pozostawiono kopertę z moim imieniem.
Nie smuć się Daisy. Po prostu szukaj tęczy.
J.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.